XL NIEPOROZUMIENIA W INTERPRETACJI „SONETU I”
ta, związana z koncepcjami barokowymi, wywołała całą serię nieporozumień w interpretacji Sonetu 1. O krótkości i niepewności na świecie żywota człowieczego, otwierającego Rytmy abo wiersze polskie. Zwrotka druga tego utworu brzmi zagadkowo, kopista bowiem autografu, czy może drukarz, niewątpliwie zepsuł tekst Sępów, a nowocześni wydawcy i komentatorzy wysilali się, by błąd usunąć; przegląd ich chybionych pomysłów w książce Błońskiego zajął trzy stronice z okładem. W pierwodruku wygląda to tak:
Ehej, jak gwałtem obrotne obłoki I Tytan prętki lotne czasy pędzą,
A chciwa może odciąć rozkosz nędzą Śmierć — tuż za nami spore czyni kroki.
A ja, co dalej, lepiej cień głęboki Błędów mych widzę, które gęsto jędzą Strwożone serce ustawiczną nędzą [!]
I z płaczem ganię młodości mej skoki.
(2, W. 1—8)
Ponieważ w zwrotce pierwszej są rymy pędzą — nędzą, przy czym drugi z tych wyrazów powtarza się w zwrotce następnej, komentatorzy wysuwali najrozmaitsze koneepty, niekoniecznie zgodne tak z techniką poety, jak ze słownictwem jego czasów. Przypuszczano, że w zwrocie „odciąć rozkosz nędzą” wyraz końcowy powinien brzmieć: nędzną, że zatem byłby to rym niedokładny, nie do pomyślenia u poety tak starannego jak Sęp. To znowu przyjmowano, że „nędzą” jest biernikiem nieznanego językowi polskiemu przymiotnika „nędzy, nędza, nędze”. Tego rodzaju pomysł psuje nadto świetny obraz poety przeciwstawiającego rozkoszy, czyli bogactwu, przepychowi — zwykłą nędzę. I Równie niefortunna była próba innego komentatora, który w wierszu 6 czasownik „jędzą” zastąpił innym, „jedzą”, 1 takie zestawienia bowiem, zwane rymami sandomierskimi, spotyka się w początkach w. XVII u poetów z Małopolski
zachodniej, ale nie ma ich ani Kochanowski, ani Szarzyński. Wyraz „jędzić” i jego oboczność „jadzić” znaczy: jątrzyć, zatruwać, dręczyć, należy go więc zgodnie z pierwodrukiem zachować, wbrew wydaniom z lat 1928 i 1957, tak, jak to robi monografista Szarzyńskiego, choć ze stanowiskiem jego niezupełnie można się zgodzić. Jako curiosum dodać można, iż Julian Przyboś czasownik „jędzą” uznał za narzędnik rzeczownika „jędza”, który tutaj jest oczywiście niemożliwy 1.
Ta dotkliwa skaza leksykalna (jeśli oczywiście nie występuje tu zagadkowy homonim) daje się usunąć w sposób daleko prostszy, gdy się przyjmie, że wiersz przedostatni przytoczonych zwrotek musiał brzmieć w autografie:
Strwożone serce ustawiczną żędzą.
Postać oboczna słowa tego występuje u Szarzyńskiego kilkakrotnie („Żądzą zwiedzione myśli” oraz „ciało zaślepione i żądzą próżną, sprosną, szkodną napełnione”) i ma znaczenie znane do dzisiaj, gdy „żędzy” słowniki nie podają. Ale ponieważ spotykamy w nich czasowniki: „żądać", „żędać”, „żędzić się” i „żądzić się” (z nosowym a), wolno przyjąć istnienie oboczności żądza-żędza lub nawet wprowadzenie licencji poetyckiej ze względu na wymagania rymu. A w każdym razie tego rodzaju poprawka lepiej mieści się w ramach języka wieku XVI niż rozpatrzone tu i odrzucone pomysły komentatorów dawniejszych, wprowadzających nieistniejące przymiotniki i przekształcających czasownik „jędzą”, nie mówiąc już o kontekście sonetu, który potępia „młodości mej skoki". Na zakończenie tego przydługiego, lecz koniecznego wywodu, który kładzie kres kilkudziesięcioletniemu sporowi o poprawne brzmienie
J. Przyboś, Na temat „Sonetu I” Sępa Szarzyńskiego, «Poezja» 1966, nr 7, s. 46—47.