III. ŹRÓDŁA GENEALOGICZNE
Źródła genealogiczne, a więc cały materiał, który w sposób bezpośredni lub pośredni przynosi nam dane genealogiczne, możemy podzielić na trzy grupy: 1. przekazy ustne, 2. przekazy pisemne i 3. pomniki.
L PRZEKAZY USTNE
Jeśli chodzi o grupę pierwszą, przekazy ustne, to dla żadnej dziedziny historii wartość tradycji ustnej nie jest tak znikoma i nie wymaga takiej ostrożności, jak dla genealogii. Tyle względów składało się zawsze na jej fałszowanie lub przeinaczanie (czasem nieświadome), że w ogóle tam tylko możemy ją brać pod uwagę, gdzie już całkowicie brak współczesnych źródeł pisanych i gdzie opowiedziana lub zanotowana tradycja ustna jest jedynym śladem stosunków pokrewieństwa lub pochodzenia rodziny. Widomym znakiem tego pochodzenia był herb. Myliłby się jednak, kto by mniemał, iż w stosunkach polskich herb przekazywany z pokolenia w pokolenie, w XIX w. bywał zawsze ten sam co i w XV lub XVI. Rzecz to pewna, iż niemało polskich rodzin szlacheckich w ciągu stuleci zatraciło tradyqę swego rzeczywistego pochodzenia, przyjmując godło zgoła obce. Działo się tak wtedy, kiedy ten obcy znak herbowy osnuty był nimbem większej świetności i starożytności niż własny, lub gdy przybyszowi z innych okolic dawał pozór ąutochtonizmu, zlewając go heraldycznie z wpływowymi na danym terenie imiennikami. Stąd dość powszechne zjawisko, iż kilka gniazd o identycznej nazwie, porozrzucanych po różnych ziemiach Rzeczypospolitej, dało początek kilku jednoimiennym,. lecz oczywiście obcym sobie krwią rodzinom, które jednak w ciągu wieków zlały się w jedną heraldyczną całość o wspólnym herbie. Niemałą rolę odegrała w tym procesie literatura heraldyczna: Paprocki, Okolski czy Niesiecki uwzględnili, rzecz prosta, tylko część szlachty. Rodziny przemilczane, jeśli tylko u tych autorów znalazły imienników o innym herbie, podszywały się pod nich bez żadnej ceremonii. Prawo interesowało się jedynie samym faktem należenia lub nienależenia do stanu uprzywilejowanego. Kto czym się pieczętował, to już była prywatna sprawa szlachty i nietrwałość ustnej tradycji przejawiała się w tej dziedzinie bardzo wyraźnie. W każdej dzielnicy można by bez większego trudu wskazać niemałą liczbę rodzin, czasem nawet bardzo znanych, które w ciągu stuleci XVI—XVIII poczęły używać herbu innego niż ten,
którym, się pieczętowali ich średniowieczni antenaci45. Bardzo charakterystyczne były pod tym względem stosunki na terenie W. Ks. Litewskiego. Duża część tamtejszej drobnej, zaściankowej szlachty w drugiej połowie XVIII w. nie miał?
. prawdopodobnie żadnych ustalonych tradycji herbowych i kiedy z rozkazu rządu carskiego przyszło legitymować się ze szlachectwa, najzupełniej dowolnie przybierała sobie rozmaite godła40. Podobnie bywało z tradycjami obcych początków wielu rodów rycerskich. Przechowane w Długoszowych Clenodiack zasługują na uwagę, pojawiające się jednak w dziełach heraldyków XVI—XIX w. są w olbrzymiej większości tworem swoistego snobizmu, musimy bowiem pamiętać, że pochodzenie z krajów o starszej i bogatszej kulturze mogło uchodzić i niewątpliwie w wielu wypadkach uchodziło za cechę udostojniającą. Przesadny kult dla cudzoziemszczyzny ma w Polsce bardzo stare tradycje. Wywodzenie swych antenatów z zagranicy, zaznaczane najdowolniejszym przybieraniem w formie przydomków słynnych nazwisk zachodnioeuropejskich, to rzecz powszechnie praktykowana w stuleciu XVIII, modna również i w XIX w.47.
Pamiętajmy ponadto, iż przeciętny człowiek pozbawiony specjalnych zainteresowań genealogicznych czy w ogóle historycznych zna zaledwie imiona swych rodziców i bodaj najgłówniejsze daty z ich żyda. Już nie zawsze umie wyliczyć poprawnie wszystkich czworo dziadków, a z dotyczących ich żyda dat zna chyba tylko te, które wiążą się w jakiś sposób z jego własnymi wspomnieniami. Spośród pradziadków, dobrze jeśli umie wymienić imię pradziada po ojcu, ale i to nie zdarza się zbyt często48.
Ogólna tradycja o pochodzeniu rodziny, przekazywana z pokolenia w pokolenie, wykazuje niemal stałą tendencję do „udostojniania“ mglistej kolebki
4S Tak np. niektóre spośród rodzin pieczętujących się Prawdzicem przekształciły się na terenie Wielkopolski właściwej w Zarembów, co ułatwiało podobieństwo godła. Ogończycy tu i ówdzie łatwo przemieniali się w Odrowążów. Nieznanego herbu Zarembowie z Mazowsza, nie mający nic wspólnego, jeśli chodzi o pochodzenie, ze swymi imiennikami wielkopolskimi, znalazłszy się w Wielkopolsce poczęli oczywiście pieczętować się Zarembą. Lipscy z Drewnowu Lipszczyzny w ziemi nurskiej, przeniósłszy się w XVIII w. w Kaliskie, przyjęli za swój herb Grabie, godło tutejszych Lipskich z Lipego, podczas gdy sami byli zapewne Pobojami. Dembińscy z Dębna koło Nakla, już w XVI w. zarzucili swe właściwe, nieznane nam dziś godło, przybierając Rawicza, własność swych imienników z Dembian w Małopoisce. Drogoslawici Chomęccy nabywszy Morawsko w pobliżu Poznania zmienili swój właściwy herb na Nałęcza. Przeważyła tu może jakaś lokalna tradycja, bowiem Nalęczówną była żona pierwszego Chomęckiego osiadłego w Morawsku. Tomiccj Dryjowie z Tomic w woj. kaliskim poczęli się w XVIII w. pieczętować Łodzią Tomickich z Tomic w wojew. poznańskim, do czego pociągnęła ich niewątpliwie senatorska tradycja tych ostatnich. Brudzewscy z Brudzewa nad granicą Marchii Brandenburskiej, z pochodzenia Niemcy (Bcause), pieczętowali się zrazu herbem własnym, zbliżonym do Ossorii, ponieważ jednak senatorska rodzina Miełżyńskich herbu Nowina pisała się z Brudzewa (od Brudzewa w pow. gnieźnieńskim), oni w XVIII w. wzięli za swe godło Nowinę i poczęli się pisać... z Mielżyna! Oto garść przykładów z Wielkopolski, gdzie można by ich znaleźć o wiele więcej. Nie wątpię, że w innych dzielnicach występowało to samo zjawisko.
: Na każdym kroku spotykamy się tam z rodzinami o tych samych nazwiskach i niewątpliwie wspólnym pochodze
niu (świadczą o tym chociażby identyczne przydomki), wylegitymowanych jednak z rozmaitymi herbami.
47 Zob. L. Białkowski, Prawdziwe i fałszywe tradycje. Lublin 1936.
śh Bywało nierzadko, iż kandyUaci do kanonu i preiatur katedralnych legitymując się ze szlachectwa po ojcu, matce i dwóch babkach, ojczystej i macierzystej, którąś z tych babek przedstawiali w sposób niezgodny z rzeczywistością. A zderzało się to i w tych wypadkach, kiedy takiego błędu nie usprawiedliwiała żadna praktyczna racja, jak np. chęć ukrycia mieszczańskiego pochodzenia swej .antenatki. Głośny wojewoda poznański z początku XVII w. Jan Ostroróg, autor Myiliuwa z ogary, w swej autobiografii wyliczył poprawnie swych przodków zaledwie do pradziada, potem zawiodła go już pamięć (zob. Materiały do dsieiaw rolnictwa w Polsce w XVI i XVII w., zebrał W. Chomętows ki,. Muzeum Konstantego świdzińskiego, Warsz. 1876, c. II, s. 2).
51