Niezwyciężony
mierzyłem grubość lodu, zwłaszcza tam, gdzie prądy były najsilniejsze; tego samego wieczoru dotarłem do Rudkóbing (na Lolland), 5 mil.
W drodze powrotnej popełnił jednak prawdziwy błąd:
Przypuszczałem, że po bitwie na Fionii cała kompania duńskiego wojska wycofała się na wyspę Aro1 2; dlatego też en pas-sant11 zajechałem i tam, a na miejscu znalazłem 70 jazdy i podoficerów, podczas gdy oficerowie uciekli potajemnie poprzedniej nocy do Holsztynu; kazałem ich wszystkich odesłać, po czym udałem się w drogę powrotną.
W tej tak trudnej sytuacji, kiedy król Szwecji siedział i liczył minuty, Erik zdecydował się na odważny, choć całkowicie bezsensowny i nieprzemyślany wypad na wyspę leżącą w odległości trzech mil od miejsca, które stanowiło cel jego wyprawy, tylko po to, aby napaść grupę bezradnych Duńczyków. Nic więc dziwnego, że się spóźnił.
Wiadomość, którą Dahlbergh przekazał królowi, brzmiała jednoznacznie. Stojąc przed królem w kałuży topniejącego śniegu, wyciągnął miarkę uloytą pod płaszczem i pokazał królowi, jak gruby jest lód. Tak, pokrywa lodowa rozciągała się na całej szerokości Wielkiego Bełtu. Była to naprawdę bardzo dobra wiadomość. Obie rozważane przez króla trasy pokrywał lód. W ciągu dnia do kwatery króla dotarł kurier z Kopenhagi przywożąc list od króla Danii, który proponował zawieszenie broni. Sama propozycja zainteresowała króla o wiele mniej niż fakt, iż kurier i trębacz przedostali się do niego po lodzie.
Tego samego dnia o godzinie dziewiątej wieczorem Karol Gustawwsiadłdopowozu i w towarzystwie oddziału jazdy, oświetlającego drogę pochodniami, odjechał w stronę wybrzeża. Nadszedł czas na podjęcie decyzji.
Kilka godzin później zdarzyło się coś, czego Szwedzi się obawiali, a Duńczycy pragnęli: zmiana pogody. Zaczęła się odwilż.
Następnego dnia w Nyborgu odbyło się spotkanie. Doszło do niego na drugim piętrze mrocznego domu z cegły, pochodzącego jeszcze z okresu średniowiecza, położonego w pobliżu kościoła3. W spotkaniu wziął udział oczywiście sam król, Wrangel i pewna liczba dowódców. Zaproszono też Dahlbergha, ale przypadła mu tylko rola niemego obserwatora. Zmiana pogody oznaczała, że jego raport wzbudzał już tylko teoretyczne zainteresowanie. W pokoju panowała napięta atmosfera. W Wielkim Bełcie wiał silny wiatr zwiastujący sztorm, a mniej więcej co piętnaście minut z pokoju wychodził Wrangel, który mimo szalejącej zadymki śnieżnej osobiście sprawdzał kierunek wiatru i zmiany temperatury.
Wszyscy wiedzieli, że lód zaczął już pękać. Przepadł gdzieś jeden z patroli wysłanych na rekonesans w stronę Zelandii. Nawet Wrangel dość sceptycznie zapatrywał się na tak śmiałe przedsięwzięcie (jego niechęć do tego pomysłu była tak duża, że nie zawahał się w swych wcześniejszych raportach pominąć niektórych informacji przemawiających na korzyść wyprawy, a jednocześnie przesadził w eksponowaniu niektórych zagrożeń - twierdził na przykład, że szerokość cieśniny przy Langeland wynosi ponad 30 km, podczas gdy w rzeczywistości było to nie więcej niż jedna mila). Jego sceptycyzm odnosił się nie tylko do pomysłu przeprawy przez Wielki Bełt, który był cieśniną szerszą i niebezpieczniejszą niż Mały Bełt. Sprzeciwiał się także pomysłowi polegającemu na przesunięciu całej szwedzkiej armii z Fionii na Zelandię, gdzie król zamierzał kontynuować kampanię. Gdyby bowiem w tym samym czasie stopniały lody, przeprawa przez Mały Bełt okazałaby się bez znaczenia. Przeciwnie - w takiej sytuacji armia szwedzka znalazłaby się na terytorium jeszcze mniejszym, niż poprzednio. Niektóre osoby obecne na spotkaniu opowiadały się więc za tym, aby w tej niepewnej sytuacji jak najszybciej wycofać się wraz z głównymi
177
Wyspa ta położona jest na południe od Fionii, ok. 80 km w linii prostej od Odense (przyp. tłum.),
Po drodze (przyp. tłum.).
Dom ten przetrwał do czasów dzisiejszych, został pięknie odrestaurowany. Pokój, w którym podobno odbyło się to spotkanie, przerobiony został na niewielką salę, w której prowadzone są głównie nauki dla osób przystępujących do bierzmowania.