opisywał Maudcville, na początku drugiej części swoich Podróży, wysepkę położoną w pobliżu Indii — Chamic. Natykamy się tutaj na wzmiankę o „różnych rcligiach”, o różnorodności wierzeń i rytuałów religijnych, które tak poruszyły Menocchia. Za pośrednictwem opowieści Man-deville’a i jego opisów, w dużej mierze fantastycznych, odległych kontynentów, Mcnocchio mógł znacznie poszerzyć swoją wizję świata. Już nie Montcrealc albo Pordeno-ne, lub co najwyżej Wenecja, miejsca związane z egzystencją naszego młynarza, lecz Indie, Kataj, wyspy zamieszkane przez ludożerców, Pigmejów, ludzi o głowach psów. I właśnie fragment Podróży poświęcony Pigmejom przyniósł niebywały rozgłos autorowi dzieła: „Ludzie to małego wzrostu,* mierzą około trzech piędzi; urodziwi są i wdzięczni, tak mężczyźni, jak kobiety, również dzięki tej ich małości. Żenią się i za mąż wychodzą mając sześć mie-sięcy, gdy mają dwa lub trzy lata rodzą dzieci, zazwyczaj nie żyją dłużej niż sześć lub siedem lat; kto dożyje lat VIII, uważany jest za starca. Bardzo są wrażliwi i są najlepszymi mistrzami w wyrabianiu przedmiotów z jedwabiu i z bambusa, i z wszelkich innych rzeczy, jakie są na święcie. Często wojny toczą z ptactwem, wielekroć chwytają je i zjadają. Ci mali ludzie nie uprawiają ziemi i nie posiadają winnic, lecz są wśród nich także i ludzie wysocy, jak my, i oni to pracują na polach. Oni [Pigmeje] szydzą z nich, tak jak my czynilibyśmy z nimi, gdyby wśród nas żyli../’
W drwinach Pigmejów z '„ludzi wysokich jak my” zawarte jest całe zakłopotanie, w jakie wprawiła Menocchia ta książka. Odmienność wierzeń i obyczajów przytoczonych przez Mandcvillc’a skłoniła go do zadania sobie pytania o podstawy własnej wiary, własnych zachowań. Wyspy te, w dużej mierze wyimaginowane, stały się dla niego archimedesowym punktem odniesienia w ocenie świata, w którym urodził się i wychował. „Tyle odmiennych ludów* i [,..] religii”, „wielć wysp, na których jedni żyli w jeden sposób, niektórzy w inny”, „spośród tych różnych ludów jedni wierzą na jeden sposób, inni na inny” — wielokrotnie w trakcie procesu Menocchio z naciskiem powracał do tego motywu. W tym samym czasie szlachcic z Perigord, Michel de Montaigne*, doznał podobnego relatywistycznego wstrząsu, czytając przekazy
0 tubylcach z Nowego Świata.
Menocchio nie był jednak Montaigne’em, lecz młynarzem, a na dodatek samoukiem. Niemal całe życie spędził w murach miasteczka Montereale. Nie znał ani greki, ani łaciny (co najwyżej jakieś strzępy modlitw); przeczytał tylko parę książek, w większości przypadkowych. Lecz przeżył i przetrawił każde słowo. Rozpamiętywał je latami; latami też słowa i zdania kłębiły się w jego pamięci. Jeden przykład pomoże nam wyjaśnić mechanizmy tego długiego, mozolnego przetwarzania. W rozdziale CXLVIII Podróży Mandeville’a, zatytułowanym O wyspie Dondina, na której jeden zjada drugiego, kiedy nie ma dla nich nadziei, i o potędze ich króla, który panuje nad innymi LIIII wyspami, i o wielu obyczajach ludzi, którzy tam mieszkają, Menocchio natrafił na następujący fragment: „Na wyspie tej * mieszkają ludzie odmiennej natury, gdyż ojciec zjada syna, syn ojca, mąż żonę, a żona męża. Kiedy ojciec czy matka lub kto inny spośród przyjaciół ich zachoruje, zaraz syn czy kto inny idą do kapłana ich religii i proszą go, by zapytał ich bożka, który za diabła pomocą z tyłu odpowiada im, mówiąc, że tym razem nie umrze, i poucza, w jaki sposób mają go leczyć; kiedy syn wraca, usługuje ojcu
1 czyni tak, jak bożek przykazał, dopóki nie wyzdrowieje. Podobnie czynią mężowie z żonami i przyjaciele jeden drugiemu; a jeśli bożek powie, że musi umrzeć, wtedy kapłan idzie z synem, żoną czy z przyjacielem do chorego i kawałkiem tkaniny usta mu zatyka, aż dech straci, i tak dusząc go, zawijają, a potem dzielą ciało na kawałki i proszą wszystkich swoich przyjaciół, by przyszli zjeść ciało zmarłego, sprowadzają muzykantów i jedzą uroczyście, i radują się. A kiedy już go zjedzą, biorą kości i chowają je, śpiewając, grając i radując się; a wszyscy krewni i przyjaciele zmarłego, którzy udziału nie wzięli w tej uroczystości, zganieni i hai^bą okryci zostają, i w żalu pozostają,
89