I. MATERIA ELEMENTARNA
HaJanc pod tym szczególnym kątem i ujęto początkowo w Mimie elementarnym (rozumiem pizez (o —- w dowolnym momencie, punkcie i rozmiarze) tworzywo rzeczy dotykalnych jawi się nam coraz nieustępliwie] jako z istoty swej cząsteczkowe — pomimo to w istotny sposób powiązane — i wreszcie jako niezwykle aktywne.
Wielość, jedność, energia: trzy oblicza materii.
A. Najpierw wielość
Głęboki atomizm wszechświata przejawia się namacalnie w dziedzinie potocznego doświadczenia. Wyraża się w kroplach deszczu i w nadmorskim piasku. Znajduje swe przedłużenie w wielości istot żyjących i gwiazd. Można go nawet wyczytać w popiele zmarłych istot. Człowiek nie potrzebował mikroskopu ani analizy elektronowej, aby się domyślić, że proch stanowi otoczenie i podstawę jego życia. Aby jednak policzyć i opisać ziarnku tego prochu, trzeba było aż cierpliwości i przenikliwości nowoczesnej nauki. Atomy Epikura były bezwładne i niepodzielne. A nieskończenie małe światy Pascala mogły jeszcze mieć swoje roztocze. Obecnie pod względem pewności i ścisłości wyszliśmy daleko poza to studium instynktownego bądź genialnego przeczuwania. Stopniowanie w dól nic ma końca.
Każda mniejsza jednostka materii, podobna do tych maleńkich łusek okrzemek, których wzór, oglądany w coraz większym powiększeniu, przekształca się prawic nicograniczcnic w coraz to nowy rysunek, wi analizie naszych fizyków sprowadza się do czegoś, co ma o wiele drobniejszą niż ona ziarnistą strukturę. I przy każdym kolejnym kroku w kierunku tego, co najmniejsze, i w obrębie tego, co najliczniejsze, odnawia się i na powrót zaciera całościowa konfiguracja świata.
Najbardziej znane właściwości naszych ciał (światło, kolor, ciepło, nieprzenikliwość...), kiedy przekroczony zostaje pewien stopień głębi i rozcieńczenia, zatracają swój sens.
W istocie, nasze doświadczenie zmysłowe ustala się i unosi się nad rojowiskiem tego, co nic daje się określić. Podłoże dotykalnego wszechświata, przyprawiające o zawrót zarówno w swej wielości, jak i małości, rozkłada się nicograniczcnic ku dołowi.
//. Otóż Im burd iii') sztucznymi sposobami rozszczepiamy l rnzproszkowujnny materię, tym bardziej okazuje nam swq fu ii d a m e ii talu (/ je dno(ć,
Najbardziej niedos konał;/, lecz najprosUz;/, jak? możemy tobie wyobrazić, form;/ lej jedności jest zadziwiaj?ec podobieństwo napotkanych elementów. Cz?s teczki, atomy, elektrony, wszystkie te najmniej' szc były, bez względu na porządek swej wielkości i nazwy, wykazuje (przynajmniej z perspektywy naszej obserwacji) doskonal? identyczność masy i zachowania. Wswych rozmiarach i oddziaływaniu wydaj? się zadziwiająco jednorodne — i monotonne.To tak, jakby wszystkie migotliwe jatlyski |)owierzchni, które <xr/.arowuj? nasze życie, stopniowo wygasały przy schodzeniu w gl?b. Jakby tworzywo wszelkiego tworzywa sprowadzało się do postaci jakiejś prostej i jedynej substancji.
Zatem jedność Itomogcniczności. Byłoby dla nas czymś zrozumiałym, że cząsteczkom kosmicznym należy przypisać strefę indywidualnego działania tak ograniczoo? jak same ich rozmiary. Tymczasem przeciwnie, jest czymś oczywistym, źc każd? z nich można określić tylko poprzez jej wpływ na wszystko, co j? otacza. Niezależnie od przestrzeni, w której — jak zakładamy — dany element kosmiczny się znajduje, wypełnia on swym promieniowaniem cal? jej objętość. Choćby zatem nic wiem jak ograniczone było „serce" atomu, jego strefa jest współrozci?gla, przynajmniej wirtualnie, ze stref? jakiegokolwiek innego atomu.Tę niczwykł? właściwość będziemy napotykać w dalszym ci?gu, aż po molekułę, jak? jest człowiek!
Dodajemy teraz: jedność zbiorowa. Niezliczone ogniska, które wspólnie wypełniaj? dany obszar materii, nie s? jednak od siebie niezależne. Wi?żc je ze sob? jakiś czynnik. Przestrzeń wypełniona ich wielości? nic ma bynajmniej cech biernego pojemnika, ale oddziałuje na nic jako aktywny ośrodek transmisji i ukierunkowywania ich oddziaływań, tak iż w nim ta wielość się organizuje. Atomy, po prostu zgrupowane czy zestawione, jeszcze nic twórz? materii. Ogarnia je i scala jakaś tajemnicza tożsamość, przeciw której nasz umysł się buntuje, ale w końcu musi uznać jej realność.
To sfera, która wznosi się ponad centrum i je obejmuje.
Przy każdej nowej fazie antropogcnczy stawać będziemy na tych stronicach w obliczu niewyobrażalnej rzeczywistości więzi zbiorowych i będziemy musieli nieustannie się z nimi zmagać, aź zdołamy rozpoznać i określić ich prawdziw? naturę. Na pocz?tku poprzestańmy na objęciu ich empirycznym mianem, które nauka nadaje ich wspólnej zasadzie początkowej: mianem energii.
21