IOl IN HANDWIG
Znaczne pogorazonio się stanu psychicznego przychodzi zruzu nn myśl je ko jod no z tych sy Limcji, w których, jnk sądzę, mógłbym mioó obowii|zek umrzeć. Alu czy usoby niohędące w polni władz umysłowych inogą w ogóle mioć obowiązki? Możemy mioó moralno obowiązki, z których nio zdąjoiny sobie sprawy lub których nie uznajemy, łącznio z obowiiizkami, z których nigdy nio zdawaliśmy sobie sprawy. Ale czy możemy mioó obowiązki, z których nie joHtośmy w stanie zdawać aobio sprawy? Mioó obowii|zok - wtedy, gdy jostośmy niuzdol-ni do tego, by w ogółu zrozumioó pojęcie moralności? Jośli tak, to czy inni są moralnie zobowiązani pomagać nam w wypełnieniu togo obowiązku? Są to niezwykło trudne pytania teoretyczne. Zakros moralnych kompetencji jost znacznie ograniczony z uwagi na brak zdolności do podejmowania racjonalnych decyzji-
Nasuwa się pokusa, oby po prostu obąjść całą tę kwestię stwierdzając, że mówi się tutąj tylko o osobach psychicznie zdrowych. Ale jasne jost, że pąjęcio obowiązku śmiorci pozwala roztoczyć wizję, zgodnie z którą jedna osoba będzie Iwiordzić, jakoby druga osobn -ta, która nie może zabrać głosu w swojej sprawie - miała taki obowiązek. Muszę zatem powiedzieć, że twiordzonio, iż ktoś ma obowią-zok umrzeć, nie mu dla mnie sensu, jeśli osobn taka nigdy nio była w stanie w ogóle zrozumieć, nu czym polega zobowiązanio moralne.
Jodnuk przypadek osób, które wcześniej były w polni zdolne do podejmowania racjonalnych docysyi, jest prawie w równym stopniu niepokąjący. Być możo powinniśmy po prostu sformułować zastrzo-żonie, żo żadna osoba niobędąca w polni władz umysłowych nio możo mieć obowiązku umrzeć, nawet gdyby we wcześniejszym oświadczeniu potwierdziła swojo przekonanie o takim obowiązku. Choć przyjmujemy pogląd, żo osoba będąca wcześniej zdolna do podejmowania decyjyi możo mioć taki obowiązek, z pewnością powinniśmy zachować ogromną ostrożność, zanim stwierdzimy, żo osoba ta zaaprobowałaby obowiązek śmiorci albo żo jukakolwiok osoba będąca wczośniąj w pełni władz ma obowiązek śmierci, którego nio zaaprobowała. Niebezpieczeństwa natury moralnej czyhają niezależnie od tego, w jaki sposób podejmiemy się rozwiązania tych problemów.
Dla mnie osobiście jednak od ich rozwiązunia założą bardzo pilno sprawy praktyczne. Jośli osoby posiadającej wcześniej zdolność podejmowania racjonalnych decyzji nio dotyczy już obowiązek śmiorci (lub jeśli inni ludzie nie mąją zamiaru pomóc jej w wypełnieniu tego obowiązku), uważam, że mogę być zobowiązany umrzeć, póki mam tę zdolność - zanim stanę się niezdolny do pocięcia i wykonania tej dc-cy/ji samodzielnie. Z pewnością byłoby oznaką braku odpowiedzialności unikanie własnych obowiązków etycznych poprzez zwlekanie do czasu, aż utracimy podmiotowość moralną. Stąd wynika, źe mu-Bzę umrzeć wczuśniej, niż byłoby to konieczne w innym etanie rzeczy.
Z drugiąj atrony, gdybym mógł liczyć na to, że inni zakończą moje życie, gdy stanę mu; niezdolny do decydowania za Hiobie, mógłbym być w stanie wypełnić swojo obowiązki, przeżywazy także wazyutkie swoje dni, w których cieszyłbym się pełnią zdrowia psychicznego lub był częściowo zdrowy. Biorąc pod uwagę niechęć naszego społeczeństwa do tego, by zezwalać lckurzom, nie mówiąc już o członkach rodziny, na udzielanie pomocy w umieraniu, jestem przekonany, że równie dobrze mogę mieć obowiązek zakończyć życie wttidy, gdy zauważę, że mam w perspektywie utratę pełni władz umysłowych.
Istnieje też bnrdzo realny problem związany z naglą utratą zdolności do podejmowaniu racjonalnych decyzji - w wyniku na przykład ciężkiego wylewu lub wypadku samochodowego. Według mnie jest to pruwdziwy koszmar. Jeśli nagle utracę podmiotowość moralną, dostanę się w ręce systemu prawno-medyczncgo, który bez skrupułów zlekceważy moje przekonaniu etyczne i zrobi to, co będzie dlu mnie nąjlepsze, bez względu na konsekwencje, jakie to będzie miało dla moich bliskich. A nie jest to bynajmniej tym, czego bym sobie życzył!
Stwicrdzcnio, że istnieje obowiązek śmierci, może się wydawać nioktórym niestosowną reakcją na społeczne zaniedbania. Gdyby nosze społeczeństwo troszczyło się jak należy o osoby zniedolęż-niałe, przewlekle chore i stare, obowiązek śmierci byłby rzadkością. Zgodnie z tym poglądem to, co tutąj robię, sprowadza się do kierowania próśb do osób starych i zniedołężnialych, aby zaangażowały się i wzięły na siebie odpowiedzialność, ponieważ społeczeństwo nie dopełniło swego obowiązku dbania o osoby ubezwłasnowolnione.
Tyło z pewnością jest prawdą: istnieje pewna liczba praktyk społecznych, które moglibyśmy realizować i które radykalnie obniżyłyby częstość występowaniu takiego obowiązku. Jest jak nąjbardziej oczywiste, że moglibyśmy podjąć decyzję o opłacaniu placówek, które zupcwnialyby świetną długoterminową opiekę (nie tylko medyczną!) wszystkim przewlekle chorym, zniedołężniałym, chorym psychicznie czy cierpiącym na demencję osobom w naszym krąju. Prawdopodobnie - mimo wszystko - byłoby nas stać na to, aby to zrobić. Gdybyśmy to zrobili, chorzy, zniedołężniali i umierający ludzie byliby w dalszym ciągu moralnie zobowiązani do poświęcania się dla swo-