w przypadku, gdyby w pokoju znajdowało się więcej osób, to większy ich procent podjąłby jakieś działania. Można nawet matematycznie obliczyć przewidywane wyniki — jeśli istnieje 75% prawdopodobieństwa, że osoba przebywająca sama w pomieszczeniu powiadomi eksperymentatora o wydobywającym się dymie, to gdy znajdą się tam trzy osoby, wtedy z prawdopodobieństwem wynoszącym 98% spodziewać się można, że któraś z nich zdecyduje się na działanie.
Aby zweryfikować to przypuszczenie. Łatane i Darley (1970) zaaranżowali sytuację, w której w zadymiającym się stopniowo pokoju przebywały jednocześnie trzy osoby. Poza liczbą osób wszystkie okoliczności wyglądały identycznie jak w poprzedniej sytuacji. Wyniki okazały się zaskakujące. W przypadku trzyosobowej grupy tylko 12% uczestników podjęło interwencję w ciągu dwóch minut od dostrzeżenia dymu wydostającego się z otworu wentylacyjnego. Do szóstej minuty, czyli do chwili, gdy eksperyment został przerwany, procent ten wzrósł do 38. W grupach, które mimo obecności dymu nie zdecydowały się odnaleźć eksperymentatora, uczestnicy spokojnie kontynuowali wypełnianie kwestionariusza nawet wtedy, gdy dym stał się tak gęsty, że trzeba było rozwiewać go rękoma, aby móc dalej pisać. Jak wyjaśnić tę sytuację?
Ponieważ nie wiadomo było, czy dym stanowił sygnał zagrożenia, uczestnicy eksperymentu wykorzystali siebie wzajemnie jako źródło informacji. Jeśli osoby siedzące obok ciebie patrzą na dym, a następnie spokojnie powracają do wypełniania kwestionariusza, wtedy odzyskujesz pewność, że nic złego się nie dzieje. Gdyby istniało jakieś zagrożenie, czy zachowywaliby się tak beztrosko? Problem polega na tym, że te osoby prawdopodobnie również ukradkiem zerkają na ciebie i twój brak zainteresowania wydobywającym się dymem przekonuje je, że sytuacja nie jest groźna. Członkowie grupy odzyskują spokój ducha dzięki obserwacji innych wówczas, gdy zakładają, że pozostali wiedzą więcej od nich o zachodzącym zdarzeniu. Zjawisko to występuje ze szczególnym nasileniem wtedy, gdy sytuacja nie jest jednoznaczna. W przypadku, gdy z całą pewnością możemy stwierdzić, że zdarzenie, którego jesteśmy świadkami, ma status nagłego wypadku (np. żadnych wątpliwości nie powinny wzbudzać krzyki Kitty Genovese wzywającej pomocy), wtedy nie musimy polegać na interpretacjach innych osób. Jednak im bardziej sytuacja jest niejasna, tym silniejszą ludzie wykazują tendencję do spoglądania na siebie z nadzieją, że ktoś w końcu wytłumaczy, co takiego się dzieje. Konsekwencją tego jest, że w niejasnych okolicznościach — np. w przypadku zauważenia dymu wydobywającego się z otworu wentylacyjnego — ludzie przekonując siebie nawzajem o błahości całego zdarzenia, doprowadzać będą do kumulacji ignorancji (Clark, Word, 1972; Solomon, Solomon, Stone, 1978).
Przyjęcie odpowiedzialności. Załóżmy, że wykazując potencjalną gotowość do udzielenia pomocy, masz już za sobą dwa pierwsze etapy prowadzące do podjęcia pomocy (patrz ryc. 11.4). Zauważyłeś coś niezwykłego i prawidłowo zinterpretowałeś sytuację jako nagły wypadek wymagający interwencji. Co następuje później? Oto musisz postanowić, że podejmiesz działania pomocne. Czasami ludzie nie udzielają innym pomocy nawet, gdy są pewni, że mają do czynienia z nagłym wypadkiem. Słysząc krzyk Genovese: „O Boże, on ma nóż! Ratunku! Ratunku!" (Ro-senthal, 1964, s. 33), jej sąsiedzi na pewno wiedzieli, że dzieje się coś strasznego i kobieta pod ich oknami rozpaczliwie potrzebuje pomocy.