Pamiętnik drugi
byśmy chybili, a w przypadku gdyby go zabili, to zapewtf by się zrobił podobny świętemu Stanisławowi i byłby za życi świętym męczennikiem, więc ja zaraz kazałem laikom1 kości<t zamknąć. A że im raz i drugi mówiłem, a oni mnie słuchać nil chcieli, jak zdzielę płazem jednego i drugiego laika po grzbiecie tak zaraz kościół zamknąć musieli. I bernardynom za złe ti uważane było, ponieważ nam chcieli jednego świętego przyrobu Ale im się ta sztuka nie udała.
W tym też mistrz nadeszedł ze swoim delikwentem, któreg ja zaraz wieszać kazałem, a Kossakowski począł do mnie mówf te słowa: ,,Panie konsyliarzu, sąd mi pozwolił, abym komunikował u Bernardynów, a ty mnie nie pozwalasz.” Odpowiedziałem „Bo ci się chce jeszcze być świętym, a już ich jest nad komplet.’ Potem-mówił do mnie, że: ,,Ja tu mam przy sobie kluczyk oc tej szkatułki z brylantami, który ja oddaję i bardzo proszę, ab} właścicielowi był oddany.” Także wyjął z kieszeni potrójny du-kat i oddał mi go w ręce, a ja zaraz go w oczach jego oddałem mistrzowi, mówiąc do niego: „Masz podarunek od tego pana, abyś się z nim uwinął.”
I tak mistrz zaraz założył mu swoje szelki, a że jeszcze miał ina nogach swoich pończochy fioletowe, mistrz kazał je wprzód zdjąć i szlafrok, aby mu nie przeszkadzał, a potem go po ma-luśku na szubienicę ciągnąć kazał. A w tym gdy go ruszono od ziemi, zaraz damy zaczęły śpiewać: „To intryga idzie do góry, zasługa nadgrodę odbiera!” A przy tym był niezmierny krzyk od ludu wydany, a do tego jeszcze jednemu broń wtenczas wystrzeliła. Kossakowski rozumiał, że to do niego strzelać będą, i tak się bardzo zaląkł, że go prawie już nieżywego powieszono, bo gdy mu [mistrz] stryczek na szyję założył i opuścił go, tak Kossakowski ani się nie ruszył, ani zipnął, ale jak snop słomy wisiał. Ale też tak mocno był zapaskudzony od kobiet, że aż strach na niego patrzeć było. Tak to Kossakowski biskup życie swe skończył, któremu jeszcze po śmierci jego napisali nagrobek taki: „Oszukałem króla, oszukałem tron i senat, oszukałem księży, a o tym nie wiedziałem, że mnie jeden tylko szewc zwy-cięży.”160
Po tym tak pięknym spektaklu jeszcze się miał jeden zacząć z panem majorem Chomentowiskim, tym to samym,, który godził na życie króla i moje godził, co do mnie w Zamku z pistoletu wystrzelił. Na tego to Chomentowskiego już była armata przed królem Zygmuntem wystawiona, za który to występek miał być od ludu rozsiekanym i w armatę 'nabity, i na cztery rogi miasta wystrzelonym. Ale gdy ja powracałem od Kossakowskiego, zastąpiły mi drogę damy, jenerał Mokronowski i kisiężna Jabłonowska107; poczęli mnie bardzo prosić o to, abym temuż Chomentowskiemu życie darował, mówiąc do mnie, że on pochodzi z krwi książęcej i że on to po pijanemu uczynił, i że on jest wielki patriota. Ja, który jestem nigdy nie mściwy, oświadczyłem im, że na prośbę damów, a mianowicie pana komendanta Mokronowskiego, że mu życie daruję, ale pod tymi warunkami, aby on natychmiast dostał ordynans aż do Litwy i aby go pod konwojem dwóch ułanów odesłać, aby mu życie przez obywateli odjęte nie było. Więc tegoż dnia wieczorem uwolniłem go spod aresztu, a dawszy mu dosyć niezłą reprymendę, zaraz natychmiast on wyjechał do Litwy i tak się zakończyła ta tak smutna afera* dnia 9 maja 1794 r. o godzinie 2 po południu.
Opisanie dalszego kontynuowania w Radzie Narodowej
Nie można tu i o tym zapomnieć, jak i po śmierci niezgoda panowała pomiędzy tymi czterema panami, to jest pomiędzy Ankwiczem, Kossakowskim, Ożarowskim i Zabiełłą, przynajmniej tak jak sam mistrz w Radzie nam raport czynił. Rada wydała rozkaz mistrzowi, aby po godzinie 6 pod wieczór zdjął tych panów wiszących i aby ich pochował na świeżej arii*, a gdy on to dopełnił, więc, włożywszy ich na furę drabiastą, kazał ich w pole wywieźć, ale pomiędzy sobą ciż nieżywi nie mieli zgody,
119
braciszkom zakonnym
W autografie wyraz niewyraźny, świeżym powietrzu