Pamiętnik drugi
zawszy wynieść na ulicę stołek i kazałem wleźć sekretarzowi Konopce na niego i głośno czytać, tak aby lud stojący mógł dobrze słyszeć i rozumieć.
Opis o czterech punktach mianych do prezydenta
„Szanowny obywatelu Zakrzewski, prezydencie miasta stołecznego Warszawy! Zapewne przerażony jesteś tym tak smutnym widokiem, który w dniu dzisiejszym oczyma swymi oglądać raczysz. Ten to lud wszystek zanosi do ciebie swą prośbę, która jest ułożona w czterech punktach i którą ty wysłuchać dobrotliwie od nas raczysz, a nam na każdy punkt zechcesz w tym miejscu odpowiedzieć. Oto ten lud żąda i prosi ciebie: ażebyś przy wszystkich jeńcach, tak polskich, jako i moskiewskich, warty przydublować raczył, aby lud mógł mieć wewnętrznie swoją spoko jiność.
Punkt drugi. Lud żąda i prosi ciebie, ażebyś wydał ordynanse wojskom, aby poszły rozszerzać granice swoje, a my, obywatele, zastąpiemy wszystkie ich powinności.
Punkt trzeci. Lud żąda i prosi ciebie, ażebyś nakazał wydać obywatelom w ręce broń, tę, którą Rada im i z tobą wydrzeć kazała, i do tej broni żądamy tyle ładunków, ile nam potrzeba będzie.
Punkt czwarty. Lud żąda i prosi, i każe, aby w dniu dzisiejszym rozpoczęta kara dla zdrajców ojczyzny była, to jest, aby Ankwicz, Zabiełło, Kossakowski i Ożarowski powieszonymi zostali. Tego to po tobie ci wszyscy obywatele żądają i twojej odpowiedzi czekają!”
Prezydent do ludu odpowiada: „Prześwietna publiczności!
Usłyszane od was, obywatele, cztery punkta, Ha które ja odpowiadam: Primo, że lud żąda, aby warty przy jeńcach przydu-blowane były, ja, prezydent, natychmiast przydublować każe. Secundo, a że lud żąda, aby wojskowi poszli rozszerzać granice, ja natychmiast każę. Tertio9 a że lud żąda i prosi, aby broń i amunicja do niej wydaną była, ja natychmiast ją oddać każę.
ioę
Quart'0, a że lujd żąda i prosi, i każe, aby pierwsze osoby po królu powieszone byli, tego ja uczynić nie mogę, gdyż na to pozwolenia potrzeba od Tadeusza Kościuszki, Naczelnika Siły Zbrojnej Narodowej, a na to potrzeba czasu przynajmniej tydzień jeden, aby on dozwolił obrać sąd kryminalny, który od nas obranym być nie może.”
A skoro to prezydent wymówił, ach! jakże lud krzyknie na niego: „Zdrajco! to i ty nas chcesz mamić i protegujesz zdrajców naszych, odsyłasz nas do Kościuszki, którego my nie znamy być naczelnikiem naszym! Otóż ci go pokazujemy, kto to jest ten naczelnik nasz, Kiliński, którego my uznajemy być naczelnikiem Księstwa Mazowieckiego, i tego my słuchamy, a Kościuszko jest naczelnikiem krakowskim, ale nie naszym, a zatem, co on [Kiliński] rozkaże, dopełnione to być musi!”
Prezydent tak jak zmyty poszedł na Ratusz i zaraz rozesłał adiutantów, aby się jak najprędzej Rada zjechać mogła, a o godzinie 5 z rana już się cała Rada zjechała.
W tym prezydent zaraz im proponował1 czego to lud żąda.
Rada na te trzy punkta zezwoliła, ale na czwarty punkt żadnym sposobem zezwolić nie chciała, ale wysłali do ludu z perswazją pana Wulfersa, który pięknie umiał mówić, lecz to było wcale bezskutecznie i lud tego wcale przyjąć nie chciał. Potem prosili mnie o to, abym ja ludowi perswadował, ale ja, będąc za żądaniem ludu, przyjąć tego nie chciałem.
Więc sam prezydent powtórnie poszedł prosić ludu, ale go z muru, na którym on stał, zepchnąć go chcieli, wołając na niego tymi słowy: „Jeżeli bronicie tych zdrajców, to sami wisieć będziecie.” I zaraz wpadło na Ratusz ze sto ludzi z gołymi pałaszami wołając: „I dopókiż to nas zwodzić będziecie!” Rada cała zdrętwiała widząc przed sobą tak cywilnych, jako i wojskowych, a jedno wszyscy gadają i z izby Rady wyjść nie chcą. Ja widząc to, że wszyscy głowy potracili, zaraz rozkazałem tymże samym obywatelom pójść do prochowni i przyprowadzić An-kwicza, Zabiełłę, Kossakowskiego i Ożarowskiego, także po ka-
107
przedłożył