Pamiętnik drugi
że: „Kto tylko wchodzić zechce do parna mego, to strzelać każe i sam będzie.” Ja, będąc rozgniewany, natychmiast kazałem żołnierzom przyjść i najpierwej mu ludzi wszystkich zabrać, a potem kazałem raptownie we drzwi uderzyć, i to tak silnie, Że obydwie połowy drzwi z hakami wyleciały, a w tym pana marszałka zaraz złapaliśmy, przed którym leżało kilka broni nabitej. Brtoń zaraz zabraliśmy, a ja mówię do marszałka te słow#: „Jak widzę, toś waópain jest bardzo wielki despota, kiedy d° siebie puszczać mie chcesz, i dosyć jesteś mężny do boju, ale tylko w pokoju, łecź* omegdaj i wczoraj wealeśmy cię do obro~ ny nie widzieli; teraz może waćpan powiesz, iż cię rozbójnika naszli, którzy cię chcą zrabować z tych pieniędzy, któreś z# podpis rozbioru kraju wziął, ja zaś ci powiadam, marszałku, żeśmy po to nie przyszli,, tylko mu donieść o tym, żeś jest are' sztowainy, i którego ja zaraz proszę z sobą.”
Marszałek jeszcze jest zuchwały, pyta się, kto to jest taki, że go ma moc aresztowania. Odpowiedziałem mu, że: „Rad# Narodowa kazała cię aresztować.” On odpowiada to, iż Rady nie zna i znać jej nie chce, a ja jemu odpowiadam, że: „My ciebie już marszałkiem nie znamy i władzy twej wcale się nie boimy”, a tymczasem mrugnąłem na adiutanta, który go zaraz złapał za kołnierz, a ina żołnierzy krzyknął: „Weźcie go!”
Marszałek widzi, że to nie są żarty, zaczął się mnie prosić o to, aby go publicznie nie prowadzić. Ja jemu odpowiedziałem to, że jeżeli będzie grzecznym, a nie takim zuchwałym, to go ^ wezmę w pojazd i w przeznaczone miejsce zawieźć każę. Aż pain marszałek bierze do kieszeni kłębek niici i talią kart, i ołówek, z czegom ja się rozśmiał i pytam go się, dlaczego on bierze takie rzeczy do kieszeni, ale on mi nie odpowiedział. Ja widząc, że on to wziął dlatego, aby ma karcie ołówkiem mógł pisać, a po nici spuszczać, kazałem mu z kieszeni wyjąć i nie dopuściłem wziąć tego, i tak bez ceremonii kazałem go wziąć i do karety wsadzić, i sam z nim pojechałem do Bruhlowskiego pałacu.
y Aż mi pan marszałek proponuje, abym ja jego puścił, tak aby on mógł z Warszawy uciekać, ofiarując mi dać wioskę o sto
chłopach dziedzicznie, i zegarek dobył z (kieszeni, i dawał mi go. Ja tym jego prezentem będąc rozgniewany, zmuszony byłem mu_ prawdę powiedzieć, i mówiłem mu to: „Panie marszałku, nie wiedziałem o tym, żeś ty jest tak podły i że mnie to śmiesz proponować, dając mi wieś i zegarek; wiedz o tym, żem jak żyw od nikogo prezentu nie przyjąłem i od ciebie nie potrzebuję, ale mi daruj to, że ci powiem prawdę. Musisz ty być dobry złodziej, kiedy ty chcesz uciekać, alboś musiał bardzo wiele narodowi wykroczyć, że się przed czasem tak boisz; wiedz o tym, że jeżeliś nic nie winien, to wyjdziesz z honorem, a je-żeliś co naprzeciw ojczyźnie wykroczył, to bądź pewny tego, że sam wisieć będziesz,”
On jeszcze raz mi proponował, jeżeli ja wsi od niego nie chcę, to że mi da zaraz dwakroć sto tysięcy złotych, i to że zaraz ich wyliczy, abym go puścił. Ja mu powiedziałem to: „Gdybyś mi cały świat dał, to ja nie chcę, a nawet już mam cię za wykraczającego, kiedy minie chcesz przekupić.”
I w tym stanąłem przy pałacu Bruhlowskim, kazałem mu z pojazdu wysiąść i zaprowadziłem go do pokoju, i tam go osadziłem. Ale marszałek tak się mocno okazał podłym"1 człowiekiem, jakim ja jeszcze nie widziałem, ponieważ on płakał, włosy na głowie swej rwał, klął i wymyślał tak dalece, że byłem przymuszonym go zrewidować,, czyli co do zabicia siebie nie ma. Ludzi jego zaraz kazałem uwolnić i pościel kazałem mu natychmiast przynieść, ale też kazałem na niego wielkie baczenie dać, a sam dopiero 'pojechałem do Rady i raport z jego aresztowania uczyniłem.
Opis aresztowania Ankwicza i Zabiełły, marszałków
Tegoż dnia w nocy poszedłem do marszałka Ankwicza, którego zastałem w łóżku rozkoszującego się, a oddawszy mu ukłon, mówiłem do niego te słowa: „Marszałku! Rada Narodowa rozkazała mi cię aresztować.” A on mówi: „A za co?” Dałem mu od-
95
małodusznym, tchórzliwym