elitom intelektualnym. Moim zdaniem, bardziej pomoc-ne w badaniu tych zjawisk okazują się kategorie dostarczane przez zmodyfikowany model działań życia codziennego Ervinga Goffmana. Ściśle rzecz biorąc, zaproponowałem, by w badaniach nad dekoracjami turystycznymi uważać scenę i kulisy za idealne bieguny pewnego continuum, połączone serią stref sceny urządzonych tak, by wydawały się strefami kulis, i stref kulis, które są przystosowane do tego, że w ich obszar wkracząją osoby z zewnątrz. Na określenie tych przejściowych typów przestrzeni społecznej wybrałem termin dekoracja sceny, choć w zasadzie nie ma konieczności nadawania tym miejscom sztywnych określeń; ważniejsze jest, by rozumieć ich cechy strukturalne i wpływ na idee.
Stwierdziłem, że struktura przestrzeni społecznej jest ściśle związana z postawą turystów; chcę pójść dalej tym tropem. Turystyczne bratanie się z tubylcami to wejście na szlak poszukiwań autentycznych przeżyć, spostrzeżeń, wiedzy. Pogoń za autentycznością zaznacza się w stadiach przechodzenia od sceny do kulis. Posuwanie się od jednego stadium do drugiego odpowiada wzrostowi turystycznego poznania. W niektórych obszarach świata owo continuum jest na tyle rozwinięte, że wydąje się niekończącym się regresem dekoracyjności. Turystę chwyta się w pułapkę tej wielorakości. Jego droga nie kończy się nagłym nawróceniem, które przemienia go w Boorstinowskiego „podróżnika”, pracującego nad czymś dopóty, dopóki nie przełamie wszystkich ograniczeń „pseudo” i w końcu nie dostanie się za prawdziwe kulisy. Turyści, być może w nadziei na autentyczne przeżycia, robią brawurowe wypady z hoteli, ale ich trasę można z góry przewidzieć, wyznaczając ją według tego, co prawdopodobnie - dzięki turystycznym dekoracjom - wydawać im się będzie wyraźnie
autentyczne. Turystyczni poszukiwacze przygód, niezmiennie obserwowani przez publiczność, przechodzą od jednej sceny do drugiej, wszędzie pozdrawiani przez przychylne tłumy.
Tam, gdzie dekoracje turystyczne są rozbudowane, na przykład w San Francisco czy w Szwąjcarii, każdy element uczestniczący w doświadczeniu turystycznym może zapożyczyć - choćby tylko na pewien czas - jakąś efektowną cechę strefy kulis. Miejsca turystyczne odwiedza się właśnie po to, by przez nowe doświadczenia wyjść poza rutynę. Natomiast stali mieszkańcy tych miejsc długo lekceważyli obecność turystów i - jak gdyby nigdy nic - nąjłepiej jak tylko mogli, chodzili wokół swych interesów, w tym i interesów robionych na turystach, traktując tych ostatnich jako część lokalnej scenerii. Turyści często istotnie widzą rutynowe aspekty prawdziwego życia toczącego się w zwiedzanych obszarach, ale niewielu z nich interesuje się tym w głębszy sposób. W nastawionym na kompromisy życiu ulicznym w miastach leżących na obszarach turystycznych problem, kto kogo ogląda i kto na kogo reaguje, może być równie złożony jak kwestia kompromisu pomiędzy etnografami a tymi, których badają. Jedynie wtedy, gdy podejmuje się starania, by wniknąć w prawdziwe życie zwiedzanych obszarów, dociera się do miejsc zaplanowanych specjalnie tak, by wywoływały wrażenie intymności, i doświadcza się czegoś, co można nazwać uczestnictwem. Nie można „uczestniczyć” w swym własnym życiu; można jedynie uczestniczyć w życiu innych. Turyści, wkroczywszy w przestrzeń turystyczną, nie wyjdą z niej, dopóki nie uda im się przeprowadzić poszukiwań autentyczności. Obok każdej dekoracji turystycznej jest inna, jej podobna. Każdą można zwiedzić i każda obiecuje prawdziwy, przekonujący pokaz miejscowego