zaczynałem mówić inaczej. Lepiej byłoby, raz na zawsze, obrócić moją obronę poszczególnoś-ci w rację wyższą i usiłować z „antycznej udzielności ja” (Nietzsche) uczynić zasadę heu-lystyczną. Zdecydowałem więc, aby za punkt wyjścia moich poszukiwań wziąć jedynie kilka zdjęć, co do których byłem pewny, że istniały dla mnie. A więc nie cały korpus, a jedynie kilka przedmiotów. W tym sporze w końcu zgoła konwencjonalnym pomiędzy subiektywnością i nauką, dochodziłem do tej dziwacznej myśli: a dlaczego nie miałoby być jakiejś nowej nauki dla każdego przedmiotu? A więc Mat-hesis singularis (a nie uniwersałis)! Zgodziłem się więc, że pozostanę rzecznikiem całej Fotografii: ale cechę podstawową, niezmiennik [uni-versef], bez którego nie byłoby Fotografii, będę się starał określić wychodząc od kilku osobistych doznań.
A więc ja sam mam być miarą „wiedzy” fotograficznej. Co moje ciało wie o Fotografii? Zauważyłem, że fotografia może być przedmiotem trzech praktyk (lub trzech emocji czy trzech intencji): robić, czemuś podlegać, oglądać. Operator, to Fotograf. Spectator, to jny wszyscy, którzy przeglądamy zbiory fotografii w gazetach, książkach, albumach i w archiwach. A ten lub to, co jest fotografowane,, to cel, przedmiot odniesienia, mała ułuda (ei-dólon) emitowana przez przedmiot. Nazwałbym to najchętniej Spektrum Fotografii, ponieważ słowo to poprzez swój korzeń zachowało związek ze „spektaklem” i dodaje tutaj rzecz nieco straszną, która jest w każdej fotografii: powrót umarłego.
Jedna z tych praktyk była mi niedostępna i nie usiłowałem szukać w niej odpowiedzi: nie
17