U I L II E I. M S C II IW I u T T SZK O ŁA KU L i* UKOWOIIISTOR Y C 7. S A
W RELIGIOZNAWSTWIE KATOI.ICMM
...blqd Jest złem. Jak długo por. •stajemy v/ Jego mocy, aaiumla -t jurrciwydę-tony staje siej p«>żytoczny.
Imię, nazwisko i przynależność zakonna werbisty (członka fcociećas Verbi Divini) ojca Wilhelma Schmidta przywodzą pa-ftnięci badacza religii świata dwie idee: pierwotnego i wielkiego, w konsekwencji twórczego, błędu. Wznieciło to wokół tooby katolickiego misjonarza szeroka, namiętną i nie przebrzmiałą do dziś dyskusję, której zakończenie łatwo już teraz przewidzieć. Skrajność i teologizowanie odpadną, trafne obserwacje li ostrożne uogólnienia pozostaną.
Jak dotychczas jednak opinie o Wartości szkoły kullurowohisto-
E:znej Wilhelma Schmidta w religioznawstwie porównawczym krańcowo odmienne. Są bałwochwalczy wyznawcy, są ultra-iyczni oponenci. Odnotujmy dwa glosy z dwóch skrajnych ubozćw. Prehistoryk Herbert Kiihn nie kryje się z entuzjazmem n.wł idei pierWalnego rrtóiiolelźmu: „Badania etnologiczne u ludów pierwotnych globu ziemskiego wykazały istnienie u nich pojęcia f-oga, jedynego Boga — prasprawcy, stwórcy i zachowawcy wszyci ich rzeczy, zwanego z tego powodu Najwyższym Bogiem 'ochgott) czy Prabogiem... Człowiek posiadał pierwotnie wiarę * jednego Boga. Towystępuje już wyraźnie w ciepłym okresie . y :i\d‘ rtalczyiui w epoce przed ostatnim zlodowaceniem oraz stępuje wyraźnie w tradycji biblijnej w samym imieniu Boga '.we '1 Przf-dw ternu występuje jego uniwersytecki kolega, pooent szkoły Schmidt , . • ilhelm Ernest Muhlmann: „To system
S lo bi< gunowo odmienne /d;.nia etnologów świeckich. Ale, co cieką ’sze, teologia katolicka, tak zawsze solidarna i scentrali-nie wydala v. ti j kwestii &wi [o ttpprol>o albo condamno. i? c r, k. naukowy kół watykańskich, profe sor papieskiego Grc-g^rhTńum Joseph C«5tz T. J. zachowuje d-f.ithio Wy raźną YSzerwę wobec idei stawiania znaku równości miedzy bogiem Tutlów nie-cyw ilizowonych a Bogu m biblijnym, co wywołało długo oczeki-
wisko z dziadziny historii kultury nie bez pownbuf. Ale prawdy
A W
.ną satysfakcję u innego przeciwnika pierwotnego monoteizmu, czyli pranionoteizmu, pt<of. Kaffncle Pettaa onłego. Prof. Cotz w jednej ze swych popularnych enuncjacji przestrzega świat wiernych: „Największa trudność polega na samej nazwie: monoteizm. Rekonstrukcja tej religii w wydaniu ojca Schmidta — jako icligii prakultury — jest za idealna, miejscami nieledwie idylliczna i znamienna dla entuzjazmu uczonego, przezwyciężającego ewolucjonizm... Przeto żaden monoteizm, ale niewątpliwie nie każony teizm albo aby nie używać anachronicznych terminów technicznych, nieskażona wiara w Najwyższego Boga, idea Boga”5. Natomiast wykładowca historii religii na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, były adiunkt Schmidta, werbista ks. Teofil Chodzidło, wykłada po dawnemu teorię pramonoteizmu, teorię zachowanego praobjawienia Boga u Pigmejów, Ar.dama-nów, Patagończyków i Australijczyków.
Niezależnie od zajętego stanowiska w sprawie szkoły kulturo-wohistorycznej na terenie religioznawstwa porównawczego na-leży stwierdzić, że mamy tu do czynienia inwazją teologii
to^ckiej do religioznawstwa.! Protest:- ki j formule: „Rozwój religijny ludzkości ku chrześcijaństwu”, głoszonej przez Tielego i Sóderbloma, przeciwstawiano konkurencyjną formułę katolicką: „Stopniowy upadek objawionej praludzkości idei Boga, aż do czasu narodzin judaizmu, proroków i chrześcijaństwa”. Już z tego choćby względu, ż * jest to cios w silne dotychczas protestanckie religioznawstwo porównawcze, dzieło Wilhelma Schmidta zasługuje na baczną uwagę. Aby wyrobić sobi Y pełny pogląd, musimy zacząć ab ovo, w tym wypadku —4 od trzech eh mentów wy > wyc-h jego myśli: od Biblii, iicwngjgo odkrycia