Nie dłużył się ten czas. Tyle lat - jak mgnienie oka. Nie liczmy piosenek. Pozostało wiele przebojów pamiętanych do dziś, nuconych przez dorosłą już młodzież, której jeszcze wtedy nie było. Dwadzieścia lat.
Ilu artystów przeszło przez tę estradę w brawach i amfiteatralnym kołysaniu wzniesionych dłoni? Ilu zostawiło s\yój trwały ślad w niejednym ludzkim skurczu serca?
Śpiewano rzewnie i wesoło, przywołując uśmiech i refleksję. Było o czym pomyśleć, zdarzało się szczerze pośmiać z siebie i do siebie a także dla siebie, nie gubiąc wzajemnej serdeczności, tak bardzo potrzebnej na codzień.
Czy było modnie? Bywało. I chociaż na tym Festiwalu moda nie jest najważniejsza - zaglądała tu chętnie, towarzysząc wykonawcom, kompozytorom i autorom wywodzącym twórczość z różnych poetyk, rytmów i stylów.
Było na tym Festiwalu bezpretensjonalnie, czasem może nawet prostodusznie ale zrozumiale i po ludzku. Zawsze z sensem. Bywało niekiedy patetycznie, jak w życiu, które chcemy czy niejasnym podług rozumnych pragnień.
Żołnierska piosenka to jest piosenka otwartych serc, wędrująca z żołnierską kolumną, tańcząca na biwaku i nucona samotnie z dala od gwaru. To jest śpiewanie dla czujących rozumnie, odważnych i nieobojętnych.
To jest wspominanie, dostrzeganie współczesności i patrzenie w przyszłość. To jest piosenka domowa, ojczysta. Śpiewali ją pradziadowie i będą śpiewać wnuki, bo to jest śpiewanie i o historii i o wywodzącym się z niej dniu dzisiejszym a myślę także, że jest to piosenka o pogodnym jutrze, którego budowanie całym życiem wpisujemy w nasze losy i ludzi, którzy będą po nas.
J e r z y S k o k o w s k i
- l’-2»