92
mieniu) do zamiejscowych, a synów włościańskich do mieszczan. Następnie należy wywiedzieć się, co się dzieje z wychowankami tych szkół; gdzie oni osiedli, w jaki sposóh wykonują swój przemysł, jaki rodzaj towaru wyrabiają i — jak im się powodzi. Czy od samego założenia szkoły aż do dziś dnia bywało po kilku lub kilkunastu uczniów z tej samej wsi? Czy byli uczniowie pozostają lub przynajmniej pozostawali przez jakiś czas w stosunkach z osobami uprawiającemi tenże przemysł (jako domowy); jakiego rodzaju były te stosunki; czy wywarli ci uczniowie jaki wpływ ? Cdybyśmy mieli autentyczne odpowiedzi na te pytania, cała kwestya naszego przemysłu ludowego byłaby zupełnie jasną.
Jeżeli chodzi o utrzymanie przemysłu ludowego, starać się należy, żeby jakość wyrobów ludowych odpowiadała zwiększonym wymaganiom ludu, żeby ci »przemy-slowcy domowi1 nie wyginęli z czasem, lecz przeciwnie, żeby przy różniczkowaniu zajęć powstała z nich względnie zamożna, niezależna , pewna zawsze kawałka chleba warstwa ludowa, dla której rolnictwo byłoby sprawą drugorzędną, a po części nawet całkiem obojętną; słowem, żeby dostarczyć na przyszłość chleba dziesiątkom tysięcy rodzin i takiż sam balast odjąć rolnictwu ludowemu. Tego nie sprawią nasze szkoły zawodowe, gdyż pojęto je odmiennie.
Widząc u ludu zdolności przemysłowe, postanowiono część ludu zassymilować do mieszczaństwa, a przez szkoły oddziałać nie na lud, lecz na miejskie rękodzieła. Stwierdzam z przerażeniem, że szkolna ceramika kołomyjska wyrabia wazony, amfory i inne podobne figle tak piękne, a tak kosztowne, że musi cywilizacya w okolicy Kołomyi podnosić się w szybkim pochodzie przez jakie trzysta lat, żeby te rzeczy mogły liczyć na należyty odbyt w okolicy tego miasta. Widok sypialni »zakopańskiej« na wystawie lwowskiej przejął mnie strachem; toćto istny przedmiot muzealny! Na oknieńskie kilimy1) (bardzo ładne') spoglądałem z tem samem uczuciem poszanowania, jak szwaczka na jubilerską wystawę, ciesząc się, że Pan Bóg stworzył jednak tu i ówdzie także takich, którzy to mogą kupować. I żal się robi, że wyroby krajowego przemysłu musi zwykły człowiek ograniczyć w swem prostem mieszkanku na — kłódkę świątnicką; a chciałoby się mieć wszystko a wszystko w domu krajowe, jakżeż gorąco pragnie się tego! Cóż począć, skoro wszyscy, od których to zależy, spi-knęli się formalnie, żeby to zrobić absolutnie niewykonalnem i zmuszają mnie i milion moich kolegów w finansach kupować wyroby zagraniczne. Ośmielam się podać suplikę w następującym rachunku.
Zarobek na grecko- scytyjsko - kołomyjskiej amforze dziesięć złr.; sprzedanych do roku egzemplarzy (optymistycznie) pięćdziesiąt; razem dochód pięciuset złr. Zarobek na chudopa-cholskiej bazarowej małej wazie pięćdziesiąt centów; sprzedanych do roku egzemplarzy (pessymistycznie) pięć tysięcy; dochód wynosi dwa tysiące pięćset złr. — Zarobek na tanim garnuszku z linijką i kwiatkiem dziesięć centów; rozejdzie się do roku sztuk pięćdziesiąt tysięcy; dochód pięć tysięcy złr. Milion podków zaś z zarobkiem po jednym cencie (!) daje dochodu dziesięć tysięcy złr. Wspaniałą amforę oczyszcza z kurzu wprawny kamerdyner, który stłucze ledwie na trzy lata jednę; chudopacholską pseudo-wazę stłucze niezgrabna służąca stanowczo przynajmniej raz na rok; wreszcie tani garnuszek kupi się nowy, choć stary nawet niestłuczony, byle się na nim starły trochę linijka i kwiatek; podków zaś najtańsze szkapy gubią najwięcej. I oto, jeżeli się rozchodzi o to, żeby dać więcej zarobku większej ilości ludzi — chudopachołcy górą; mało płacą, ale kupują bez ustanku, a chodzą kupować całą ciżbą.
Onego czasu chciała Bułgarya mieć uniwersytet, ale spostrzegła się, że niema gimnazyów i dała spokój. Równocześnie (r. 1877) chciała mieć Galicya przemysł; nie spostrzegła się i zaczęła od przemysłu wielkopańskiego; odstąpiła od tej reguły tam tylko, gdzie sam przedmiot na wielkopański żarnie-
Fabryka w Oknie jest własnością prywatną.