102
stacyę w roboeiźnie, choć on do drogi wcale nie wychodził; potem nadejdzie reskrypt od starostwa, zredagowany takim urzędowym językiem, że wójt wykonując go zrobi w najlepszej wierze coś innego; później będzie »rozprawa konkurencyjna*, a na drugi tydzień będą wybory.
Chłop nasz, będąc właścicielem aż kilku rubryk podatkowych, związany jest z życiem publicznem więzami o wiele ściślejszemi od niejednego publicysty; nadto ma on ciągłą styczność z sądami, adwokatami, notaryuszami. Jest członkiem lub podwładnym parafii, dekanatu, dyecezyi; gminy, powiatu sądowego, powiatu politycznego, powiatu podatkowego, powiatu autonomicznego, obwodu sądowego, obwodu izby adwokackiej i notaryalnego okręgu; okręgu sanitarnego, rewiru rybackiego, starostwa górniczego, rady szkolnej miejscowej i okręgowej i wreszcie jużto członkiem, jużto sąsiadem obszaru dworskiego. Nam, siedzącym w mieście, daleko do tego rozwoju idei państwowej, którym wieś poszczycić się może: my sobie za pan brat z magistratem, a jedyną władzą, przed którą się korzymy, jest Redakcya wybranego dziennika; żadnej innej nie bierzemy na seryo i nie boimy się, nie mamy też z niemi stosunków. Drogi nasze wygodne, nie skomplikowane podziałem na gminne, obszarowe, gminno obszarowe, powiatowe, krajowe i rządowe, ale lud wszystkie te drogi musi wydeptać! Największe skomplikowanie armatury państwowej przypadło właśnie tam, gdzie najmniej właśnie środków, żeby to wszystko utrzymać i wytrzymać!
Toteż spostrzeżenia i uwagi ludu są dla nas nieocenionym materyałem i należy je zbierać skrzętnie. Nie przeszkadzać ludowi do wygadania się, ale owszem, zachęcać go, żeby się wygadał. Przecież wszyscy, począwszy od każdorazowego namiestnika, wiemy wybornie, że administracya nasza nie jest wcale doskonałością; czemuż więc dąsać się, że ktoś pomoże odkryć jej wady? Owszem, niech chłop wypowie wszystko, co ma na śledzionie! Będzie naszym obowiązkiem przyjąć to do wiadomości.
Monografia polityczna wsi powinna z największą sumiennością zrejestrować wszystko, z czegokolwiek lud jest niezadowolony. Należy zaś dążyć do ujęcia tych objawów niezadowolenia w pewien ład według następującego podziału. Czy wieśniak uważa coś za zgoła zbyteczne, czy też za potrzebne w zasadzie, a tylko za wadliwie urządzone ? Czy pragnie znieść pewną instytucyę, nie zastępując jej żadną inną, czy też chciałby zastąpić ją jakąś inną, którą za stosowniejszą uważa? Czy poprzestaje na żądaniu pewnych poprawek w instytucyi już istniejącej, czy też uważa poprawienie jej za niewykonalne? Czy ma jaki projekt naprawy, czy też poprzestaje tylko na wskazaniu wad? Czy projekty te ludowe od ludu rzeczywiście wyszły, czy też są w lud wmówione i przez kogo?
Dokładne odpowiedzi na te pytania wymagają dużo czasu i trudu, ale leż ile z nich wypłynęłoby pouczenia o najważniejszym przedmiocie spraw publicznych! W tych czasach np. odzywają się giosy żądające zniesienia rad powiatowych i no-taryatów. Nie można bynajmniej tych żądań ignorować, ani też lekceważyć. Jak na nie odpowiedzieć, czy twierdząco, czy przecząco, to zależy od specyalnego przestudyowania tej sprawy; odpowiedź ta nie rozumie się wcale »sama przez się< z góry. Dziś nie wiemy nawet dokładnie, dlaczego lud żąda zniesienia rad powiatowych, tj. czego właściwie żąda, do czego właściwie dąży przez ten projekt? Mniemać, że decydującą przyczyną jest tendencyjna agitacya — toć to już przestarzała powierzchowność. Gdyby zebrać monograficznie wszystkie wypadki, w których wieśniak ma do czynienia z radami powia-towemi, a zebrać je ze stanowiska chłopskiego, uwzględniając chłopski tryb życia i chłopski tok myśli, możeby się ta sprawa dała rozwikłać korzystnie dla dobra pospolitego? Ale zawikła się ją tylko jeszcze bardziej, broniąc Rad powiatowych na ślepo, nie zbadawszy kwestyi uprzednio ad hoc. Zresztą nie tylko lud jest niezadowolony z Rad powiatowych; wszak tylko niektóre z nich funkcyonują należycie. Na razie nie wiemy, czy lud zwraca się przeciw nim dlatego, że one źle »urzę-