dzi na tyle bogatych, że stać ich na ominięcie przymusu 'szkolnego, i tych, których albo wojsko, albo wielkie firmy poddają wewnętrznemu szkoleniu. W programie stopniowego „odsizkolnienia” oświaty amerykańskiej fundusze na naukę metodą praktyczną byłyby na początku ograniczone. W końcu jednak każdy powinien móc bez przeszkód wybrać w dowolnej chwili swego życia tę czy inną spośród setek dających się określić specjalności i opanować ją na koszt pań-atwa.
ysf I Już teraz można by otworzyć dla pewnej grupy ludzi, niezależnie od wieku, i nie tylko biednych, ograniczonej wysokości kredyt na kształcenie w dowolnie wybranym ośrodku nauki. Kredyt taki wyobrażam sobie w postaci paszportu szkoleniowego albo „karty szkoleniowo--kredytowej”, którą każdy obywatel otrzymywałby po urodzeniu. Z uwagi na biednych, którzy prawdopodobnie nie zużyliby rocznych dotacji w początkowym okresie życia, można by zrobić zastrzeżenie, że dla późniejszych użytkowników nagromadzonych „uprawnień” narasta procent. Takie kredyty pozwoliłyby ogółowi ludzi opanować te umiejętności, na które jest największy popyt, w sposób dla nich dogodny, lepiej, szybciej, taniej i z mniejszą ilością niepożądanych skutków ubocznych niż w szkole J Potencjalnych nauczycieli fachu nigdy nie brak przez czas dłuższy, bo z jednej strony zapotrzebowanie na wszelką działalność fachową wzrasta w zależności od jej znaczenia dla danej społeczności, z drugiej zaś strony człowiek pracujący w danym fachu mógłby go także uczyć. Obecnie jednak osoby posiadające umiejętność, na którą istnieje popyt i której musi nauczyć drugi człowiek, są zniechęcane do dzielenia się tymi umiejętnościami. Robią to albo nauczyciele monopolizujący uprawnienia, albo związki stoją-
ce na straży interesów zawodowych. Dzięki ośrodkom zdobywania fachu, które klienci ocenialiby na podstawie osiągniętych wyników, a nie personelu czy stosowanego procesu nauczania, otworzyłyby się przed ludźmi, często nawet przed tymi, którzy teraz uchodzą za niezdatnych do pracy, nieprzewidziane możliwości zatrudnienia./iNie ma właściwie powodu, by takie ośrodki zoObywania fachu nie mogły się znajdować w samym miejscu pracy, gdzie pracodawca i jego siła robocza udzielaliby wskazówek i zapewniali posady tym, którzy zdecydują się w ten sposób zużytkować swój kredyt na kształcenie. j
fw rcfc u 1956 pojawiła się potrzeba szybkiego nauczenia języka hiszpańskiego kilkuset nauczycieli, pracowników socjalnych i księży z archidiecezji nowojorskiej, żeby mogli porozumiewać się z Por tor ykanami. Mój przyjaciel Gerry Morris ogłosił za pośrednictwem radiostacji nadającej audycje w języku hiszpańskim, że zatrudni Por-torykan z Karlemu od urodzenia mówiących po hiszpańsku. Na drugi dzień około 200 nastolatków ustawiło się w kolejce przed jego biurem, a on wybrał 48 osób — wielu z nich stanowiło odsiew szkolny. Wyćwiczył ich w posługiwaniu się podręcznikiem do nauki języka hiszpańskiego, wydanym przez Amerykański Instytut Służby Zagranicznej i przeznaczonym do użytku językoznawców z dyplomami uniwersyteckimi. Po tygodniu jego nauczyciele zostali zdani na własne siły — każdy miał pod opieką czterech nowojorczyków, 'którzy chcieli nauczyć się hiszpańskiego. Akcja trwała pół roku, po czym kardynał Spellman mógł stwierdzić, że w 127 parafiach przynajmniej po 3 osoby potrafią porozumieć się po hiszpańsku. Żaden program szkolny nie zdołałby przynieść podobnych rezultatów.1)
Nauczycieli fachu jest mało, bo utrzymuje się"
49
4 — Społeczeństwo bez szkoły