ViVANT pRofESSORES.I
W styczniu 2001 <5 roku uzyskałem tytuł ^ profesora. Rektor ^ Marek Trombski zmobilizował mnie
(o-do opracowania S swojego dorobku na-^ ukowego, a z wnioskiem o nadanie tytułu wystąpiła Rada Wydziału Materna- Z prezydentem Kwaśniewskim, 2001 r. tyki, Fizyki i Chemii
Uniwersytetu Śląskiego. Na uroczystość nominacji pojechałem z całą rodziną, co widać na zdjęciu. Prezydent miał okolicznościowe wystąpienie, potem był akt nominacji, symboliczna lampka szampana, pamiątkowe zdjęcie. Następnie z rodziną poszliśmy na uroczysty obiad. Bardzo przyjemnie wspominam ten dzień.
W Bielsku-Białej pracuję od 1984 roku. Zawsze podobało mi się to miasto i jego położenie blisko gór. Moja żona jest biclszczanką. Przeniosłem się z Uniwersytetu Śląskiego na Wydział Budowy Maszyn filii Politechniki Łódzkiej z pełną świadomością tego, że nie ma tu studiów matematycznych i że matematyka pełni rolę pomocniczą. Uczymy matematyki przyszłych inżynierów, a nie matematyków. Udało mi się jednak pogodzić pracę dydaktyczną z pracą naukową. Jeżdżę na konferencje, mam kontakty zagraniczne, jestem zapraszany na sympozja.
Jestem pewny, że decyzja o przeprowadzce do Bielska i kontynuacji pracy w bielskiej uczelni była słuszna. Mój rozwój naukowy nie był ani trudniejszy ani dłuższy niż w przypadku kolegów, którzy zostali na Uniwersytecie Śląskim.
mną kontakt i w 1988 r. przysłał mi zaproszenie na swój uniwersytet na okres miesiąca, z pokryciem wszystkich kosztów. Pracowaliśmy tam razem nad pewnym problemem, który okazał się dość trudny. Spotykaliśmy się na uczelni, dyskutowaliśmy, ale udało się uzyskać tylko częściowe rezultaty. Rok później to on przyjechał na konferencję do Bielska-Białej. Po raz trzeci spotkaliśmy się na konferencji w Wolfville w Kanadzie. Tam wreszcie doprowadziliśmy całość do takiego etapu, że obaj byliśmy zadowoleni. Po trzech latach badań napisaliśmy pracę, która liczyła zaledwie siedem stron, ale została opublikowana w USA w prestiżowym czasopiśmie z listy filadelfijskiej. Obaj mieliśmy bardzo dużą satysfakcję. Do dzisiaj jest to jedna z moich lepszych prac, często cytowana przez innych autorów.
Oczywiście wtedy, w Kanadzie, nie zajmowaliśmy się tylko matematyką. Był czas, żeby pojechać nad wodospad Niagara, czy do Toronto. Dla mnie był to bardzo ważny wyjazd, który dał mi ogromny impuls do dalszej pracy naukowej.
Tak się szczęśliwie składa, że dalekich podróży mi w życiu nie brakuje. W 1987 roku z żoną i z dwójką znajomych wybraliśmy się prywatnie do Chin. Po pokonaniu masy problemów z paszportami i wizami, polecieliśmy samolotem do Ułan Bator, a stamtąd pociągiem przez pustynię Gobi do Pekinu. Poruszanie się po Chinach (bez pośrednictwa
biura podróży) było ekstremalnie trudne. Po pierwsze, prawie nikt nie mówił po angielsku, po drugie, jak człowiek podszedł do kogokolwiek spytać np. o drogę, to widział strach w oczach i odwrót na pięcie... Udało nam się jednak zwiedzić Pekin, zobaczyć chiński mur i dojechać do Szanghaju. Po 14 latach znów pojechałem do Chin, tym razem na uczelnię do Czengdu, gdzie współpracuję z prof. W.Zhangiem. Widziałem, jak niesamowicie Chiny się zmieniły i jak dynamicznie się rozwijają. Zmieniło się również nastawienie do cudzoziemców. Chińczycy sami nas zagadywali, dopytywali skąd jesteśmy, itp.
W związku z pracą naukową w charakterze visiting professor przebywałem też przez miesiąc na uniwersytecie w Caracas w Wenezueli i dwukrotnie w Perugii we Włoszech, gdzie za drugim razem zaproszono mnie z całą rodziną. Ściśle współpracuję z grupą matematyków z uniwersytetu w Debreczynie, u których byłem wielokrotnie i którzy również kilka razy byli gośćmi naszej Katedry Matematyki. Z prof. Zs.Palesem i jego współpracownikami napisaliśmy wspólnie kilkanaście prac. Na zdjęciu jesteśmy razem na konferencji w Yarese.