76 HENRYK MARKIEWICZ
poprzedniego pokolenia „nie byli nigdy realistami”, bo w ich twórczości płynął „wielki zdrój uczucia i zapału” (s. 158). Mimochodem jednak i niezbyt konsekwentnie ubolewał, że „wielkiego, prawdziwego realizmu nie rozumiano u nas nigdy; wbrew pozorom realizm taki nie hołduje „zupełnej beznamiętności”, stosuje tylko „szlachetną sztukę dobrego opowiadania”, w której „wypadki same za siebie mówią”. Był to więc najpewniej realizm flaubertowski, tak gloryfikowany w krytyce polskiej przez SygietyńskiegoI4. Jellenta uważał, że takie pisarstwo niedorzecznie nazywa się „realizmem”, zamiast posługiwać się nazwą „naturalizm”. Gdzie indziej jednak za estetycznie ważniejszą od „wiernego naśladownictwa” uznał typowość postaci o jak naj-rozleglejszym zasięgu i intensywność oddziaływania na czytelnika (Sekta estetyczna. W: Studia i szkice filozoficzne. Warszawa 1891).
Tych rozróżnień, zastrzeżeń, ale i niekonsekwencji nie znajdujemy w tekście Zamiast wstępu zamieszczonym w Szkicach Marii Komornickiej (Warszawa 1894). Obwinia ona metodę realistyczną o „mozolną pracę nad tłem akcji”, „czczą obserwację drobiazgów”, brak syntezy, błędne w samym założeniu usiłowanie zobiektywizowanego przedstawienia „nie uporządkowanych należycie, suchych i nagich faktów”, „gawędzącą i rozwlekłą formę”. „Nałogi” te obciążają również powieść francuską typu bourgetowskiego, która nie wyzbyła się dążenia do obiektywizmu, a przeto posługuje się analizą, a poza tym pomija „zjawiska nieświadomości i nie opanowanych myślą uczuć”, jest więc tylko formą przejściową między realizmem a literaturą „nowej doby”.
Występując w imieniu owej literatury Stanisław Przybyszewski (O „nową” sztukę. „Życie” 1899, nr 6) utożsamiał realizm z działalnością poznawczą, która rozczłonkowuje pierwotną jedność bytu na rzeczywistość wewnętrzną i zewnętrzną, na doznania poszczególnych zmysłów, na przyczyny i skutki, nie potrafi nawet w części odsłonić głębin nieświadomości. I konkludował apodyktycznie: „Cała dotychczasowa sztuka — sztuka realistyczna — była bezdrożem duszy”.
Pewnym zaskoczeniem są opinie „Chimery” (t. 7, 1904, s. 433 — 441) o nowelach Orzeszkowej i Konopnickiej, wyrażone piórem Jana Lemańskiego: krytyk z niechęcią traktuje nie tylko elementy tendencyjności i sentymentalizmu u Konopnickiej, ale także „przepoetyzowanie” Orzeszkowej. Ubolewa natomiast, że za mało tu dawnego jej sposobu pisania, kiedy to dzięki bacznej obiektywności, starannemu doborowi szczegółów i „zapomnieniu [autora] o sobie najzupełniejszym” powstawała „synteza obrazowa”, która — jak pokrętnie Lemański pisze — „zwątpiałego o realizmów dostojności może z nimi na pewien czas godzić”. I tu więc aprobowanym realizmem okazuje się realizm flaubertowski.
Znacznie więcej miejsca zajmuje w rozważaniach autorów młodopolskich naturalizm. Autorzy manifestów czy guas/-manifestów atakują go bezpardonowo. Miriam (Harmonie i dysonanse. VII. Dokumentów garść trzecia.
14 Do tych poglądów Jellenty zbliżył się później F. Jabłczyński, odpowiadając negatywnie na pytanie umieszczone w tytule swego artykułu: Czy byt u nas realizm? („Prawda” 1912, nr 43). Nie było go — bo realizm to „dążenie świadome i celowe do wyrażenia, odtworzenia czy też stworzenia tego, co nazywamy rzeczywistością zewnętrzną w świecie i wewnętrzną w nas samych”, gdy tymczasem w Polsce „okres pozytywizmu i realizmu był tylko takim z pozoru”; w istocie swej literatura ówczesna to „krzyk, skarga, protest skrzywdzonych i nieszczęśliwych”.