sierotą, nauk szlacheckich nie skończył. Sam się dokształcał. Wpadł w nieświadomie błądzące towarzystwo młodych. Przez czytane ksiąg dostał zawrotu poetyckiego. Stał się wielkim dziwakiem. Opisywał to co mu się podobało. Nie dbał o nic, o żadne zasady towarzyskie. Walczył bez rozwagi hamulca z opierającym się światem. W skutek wypadku -próbowano go oszukać, chciano skorzystać z jego prostoty. Cudem uniknął nieszczęścia, jednakże został złiańbiony. Postanowił wieść życie pustelnicze. Przeprowadził się na wieś, chciał tylko czytać, dumać i tak spędzić życie. Nie miał rodziny, krewnych, przyjaciół. Zamieszkał w domu po rodzicach. Mógł mieć lepszy, lecz wybrał ten - chciał mieć żywą pamiątkę tych, którzy go naprawdę kochali. Mieszkał w jednym pokoju, do reszty tylko czasem zaglądał. Następuje opis pokoju matki, ojca. Wszystko wyglądało jakby wczoraj opuszczone. Widzimy wiele insygniów wiary - obraz M.B. Częstochowskiej, otwartą modlitwę loretańską. Tadeusz mieszkał w taki sposób, już od miesiąca czy dwóch. Choć śnił mu się gwar uliczny, turkot powozów, to gdy się budził i słyszał szum jeziora - czuł, że mu tu lepiej było. Miał jednego sługę - Jakuba, który trzymał cały dwór, był milczący i niezgrabny. Tadeusz nie lubił rozmawiać ze służbą. Ubiór jego sprzeciwiał się wszystkim konwencjom w modzie. Strój nie odróżniał go od nikogo, stał się istotą powszednią. Żyje sobie odsunięty od świata, wystarcza mu pies, strzelba i klika ulubionych książek. Dobrze mu samemu w obecności natury. Czasem wzdycha, jakby żałował nieudanej przeszłości, jakby czego jeszcze wymagał od życia, jakby roił nadzieję, do których sam sobie nie chciał się przyznać.
Tadeusz obudził się bardzo rano po wczorajszym polowaniu. Wypił herbatę zrobioną przez Jakuba i chodził po izbie rozmyślając o snach, które męczyły go w nocy (tak wyglądał każdy ranek). Śniła mu się przeszłość, ciąży mu na serca Odpędza ją jak muchę. Wdział ubiór myśliwski i podążył do lasu. Był piękny wiosenny ranek. Na drodze wiodące do boru zauważył niewiastę, chłopkę, była tak piękna, że nie mógł uwierzyć, iż była wieśniaczką. Podszedł bliżej by spojrzeć, czy była zamężna - okazało się, że była. Zbliżał się coraz bardziej do niej, kobieta się rumieniła. W końcu zapytał ją (po chłopsku) skąd jest, odpowiedział (po Polsku), że z wioski. Zapytał gdzie się nauczyła mówić po polska odparła, że tu u państwa w dworze. Nazywa się Ulana, a jej mąż Okseń Honczar (garncarz). Szła do lasu po grzyby. Wielkie wrażenie uczyniła na nim, jej włosy, twarz, ręce! niespotykane u ludzi pracujących. Byłby z nią szczęśliwy nie jeden, ale nawet dziesięciu. Wróciły mu wspomnienia, dawna miłość, w której dziejach nie on sam, nie on jeden był tylko - podobno, aż dwóch na raz szczęśliwych. Spuścił głowę i poszedł w las z myślami.
W kilka dni później, gdy wszyscy byli na polu, udał się do cliaty garncarza. Walczyło w nim dwóch ludzi, jeden zimny, rosnący, szyderski, drugi nieopatrzny, namiętny i dziecinny. Pokochał żonę garncarza. W nocy nie śniło mu się miasto, ale oczy tajemniczej Ulany, które patrzyły na niego. Zbliżył się do chaty, w której mieszkała gamcarzycha. Walczyło w nim wszystko: „Szalony!...po co idziesz? Co myślisz?” Ulana była w domu, postrzegłszy pana zaczerwieniła się, pobladła i osłupiała z podziwienia i przestrachu Tadeusz nigdy nie chodził po wsi, nigdy w chatach nie bywał. Ona zrozumiała o co chodzi, milcząco czekała co jej powie. „Dajcie mi wody, Ulano - rzekł z cicha Tadeusz przestępując próg”. Powoli pił wodę. Wszyscy są w polu. Jej mąż jej stary. Ona pochodzi z biednej rodziny i musiała za niego wyjść. We wszystkich jej odpowiedziach był jakiś smutek. Tadeusz nie potrafił opuścić tej cliaty, wzrok Ulany przykuwał go tegoż miejsca. Jej mąż jest bardzo zazdrosny. Często ją bije, gdy rozmawia z nieznajomymi z dworu. Tadeusz jest oburzony. Przecież to nie jej wina,
2