Co się z nauki zdrowej radzi naśmiewają;
Ale to jego umysł, to jego staranie,
Aby na wszytkim pełnił Pańskie przykazanie;
Dzień li po niebie wiedzie, noc li swoje konie,
On ustawicznie w Pańskim rozmyśla zakonie.
Taki podobien będzie drzewu porzecznemu,
Które przynosi co rok owoc panu swemu,
Liścia nigdy nie tracąc, choć zła chwila przydzie;
Temu wszystko, co pocznie, na dobre wynidzie.
Ale źli, którzy Boga i wstydu nie znają,
Tego szczęścia, tej nigdy zapłaty nie mają:
Równi plewom, które się walają przy ziemi,
A wiatry, gdzie jedno chcą, wszędzie władną jemu.
Dla czego przed sądem być muszą pohańbieni Ani w liczbie z dobrymi będą policzeni;
Pan bowiem sprawiedliwych na wszelki czas broni,
A przewrotne, złe ludzi cicha pomsta goni.
- otwiera Psałterz Dawidów, Część pierwszą,
- pochwała człowieka pobożnego, który nie radzi się z grzesznikami, nie bierze z nich przykładu, nie szydzi z ludzi mądrych,
- człowiek pobożny sam wie, że musi wypełniać wolę Bożą i przestrzegać Pańskich przykazań, za co zostanie nagrodzony życiem wiecznym, będzie po prawicy Boga,
- porównanie człowieka zbożnego z drzewem, które co roku rodzi owoce i nigdy nie zrzuca liści - mimo zła, które go otacza, potrafi się temu przeciwstawić i z taką samą siłą działać na cłiwałę Bożą.
- w następnej części autor gani człowieka bezbożnego, grzesznika, który jest daleko od Boga i nie wstydzi się swoich złych czynów; będzie on potępiony i nie może liczyć na łaskę Pana,
- grzesznicy zostaną rozliczeni ze swoich złych uczynków przed Panem na sądzie ostatecznym, sprawiedliwi, dobrzy ludzie zostaną zbawieni, a źli potępieni.
In Tc, Dominc, speravi, non confundar
W Tobie ufność swą kładę, Boże niezmierzony,
A Ty nie daj, abych był kiedy zawstydzony! Prze dobroć swoje racz mię z trudności wybawić, Usłysz mój głos, a chciej mię na swobodzie stawić! Weź mi mię w swą obronę, ni ez wałczony Panie,
A to za twardą skałę i zamek mi stanie. Wybaw' mię z rąk człowieka niesprawiedliwego, Wyrwi mię z okrucieństwa człowieka ciężkiego! Tyś jest moja pociecha w każdej mej trudności, Tyś nadzieja od mojej napierwszej młodości. Jeszczem u piersi wisiał nędznej matki swojej,