106 Jarosław Marek Rymkiewicz
dwoje roznosi. A co się nie roznosi, miał rację Mochnacki, to nie istnieje nie bytuje, nie jest.
Kiedy w zakończeniu El gran teatro dcl mundo Świat odbiera alego-tycznym postaciom kostiumy, czyli role, przechodzą one z el teatro dc laj ficciones al teatro de las rerdades: z teatru fikcji do teatru prawdy. Tam nie ma już ról: bo po śmierci „no hay distinción de personas". Tych. którzy czynili źle — którzy grali źle — Autor strąca do czyśćca lub do piekła. Ci. którzy czynili dobrze, będą wraz z Nim słuchali słodkiej muzyki i oglądali kielich z hostią-9. Tyle na temat zbawienia mówi nam Calderon.
I zdaje się. że nie był specjalnie zainteresowany tym problemem. Człowiek szukający siebie między sobą a sobą w mrocznym, pełnym cieni i snó» teatrze fikcji: tak. to go niewątpliwie interesowało.
Słowacki w latach czterdziestych był zainteresowany właściwie tylko jedną sprawą. A mianowicie, mówiąc w terminach Calderona, tą tajemniczą chwilą, w której człowiek z teatru fikcji przechodzi do teatru prawdy: tą chwilą,; w której człowiek zarazem rodzi się i umiera dzieli się i łączy, gubi się i odnajduje, przemienia się i pozostaje taki sam, zbawia się i zostaje zbawiony, tą chwilą pomiędzy. Teraz możemy już odpowiedzieć na pierwsze pytanie, które postawiliśmy w tym tekście: jakimi to romantycznymi treściami wypełnił Słowacki ten barokowy koncept mówiący, że świat jest teatrem, a teatr jest światem? To chyba oczywiste. Na barokowej scenie wielkiego teatru świata rozegrało się romantyczne misterium ofiary i zbawienia. Albo i tak możemy powiedzieć: misterium, w którym grają jednia z dwoistością, misterium, w którym dwoistość w jednię się-przemienia, a więc misterium romantycznej chrystologii.
Powiada Maria Janion w Gorączce romantycznej — w innych miejscach tej książki także wiele uwagi poświęcając romantycznemu sobowtórowi sprzecznej iedności i istotom bliźnim — że
przekonanie o dwuwymiarowości rzeczywistości i dwoistości człowieka ma oczywiście — fnx ralnie rzecz biorąc - swój rodowód romantyczny; ta druga rzeczywistość, rzeczywisto1 szaleństwa, stała się w romantyzmie właśnie domeną systematycznie eksploatowaną 1°-
To prawda: nasze przekonanie o naszej dwoistości ma rodowód ro1 maniyczny, bo nasze szaleństwo jest romantycznym szaleństwem. Może nie tak jawnie jak romantycy wielbimy nasze szaleństwo i nie tak jawnie szaleństwem naszym się chwalimy. Ale opowiadając o psychozach i nerwicach, które czynią nas lepszymi i bogatszymi, bo nad normalną przeciętność nas wynoszą, czyż nie postępujemy niby romantycy, którzy wariata uwielbili, bo wariat więcej widział i więcej pojmował, i więcej cierpiał niż ludzie nor-
malni. Po tym. cośmy potąd powiedzieli, jasne jest już chyba, że nasze przekonanie o człowieczej dwoistości, mając rodowód romantyczny, ma też rodowód inny, dalej wstecz sięgający. Albo tak powiedzmy: rodowód romantyczny ma też swój rodowód. Jest to rodowód barokowy, XVII-wieczny. Wtedy to bowiem po raz pierwszy dostrzeżono szaleńczą teatralność, wariacką fikcyjność, schizofreniczną dwoistość naszego życia, naszego istnienia.
Zob. Calderon. El gran teatro de! mundo. s. 141 — 146.
* M Janion. Gorączka romantyczna. Warszawa 1975. s. 169; zob. też a. 51 — 55.