Polowanie. 121
wielkim trudem i są później bardzo nerwowe i płochliwe. Lecz zebra, wychowana od młodego wieku w domu i ujeżdżona w zaprzęgu lub pod wierzch, będzie służyć, jak poczciwy muł. Pokażę panu w domu fotografję zupełnie oswojonych młodych zebr, które nie były nawet przywiązywane i chętnie bawiły się z dziećmi swojego gospodarza.
Gdy o czwartej po południu powróciliśmy do pozostawionych pod wysokiern drzewem rzeczy i rozłożyliśmy naszą zdobycz, okazało się, że z ręki da Silvy padło: pięć antylop, z których jedna była ogromna i posiadała długie i piękne rogi, jedna dzika krowa (pecassa), duża czarna małpa i duży wąż boa długości czterech i pół metra, którego przejechał przez głowę kołem samochodu, a później dobił jakimś drągiem.
Ja miałem jedną zebrę, dwie dzikie krowy, małą szybką antylopę, dwie małpy i pięknego puszystego lisa, który tak uciekał, kręcił i zwodził nas, że w upolowaniu jego, niewątpliwie, większa zasługa była da Silvy, który prowadził samochód, niż moja, który go zastrzeliłem.
Postanowiliśmy zakończyć polowanie na tych terenach, lecz byliśmy tak zmęczeni, że nie mieliśmy sił jechać zaraz dalej. Głód też dokuczał nam porządnie. Kazaliśmy więc rozstawić namiot, rozłożyć ognisko i wszyscy, wraz z murzynami, zabraliśmy się do zdejmowania skór z zabitej zwierzyny. Da Silva wziął się do węża, ja do swojego lisa, murzyni zaś, oprócz kucharza, powiesili na grubych gałęziach, głową do dołu, zebrę, antylopę i małpę, i też zabrali się do pracy. Najwięcej pracy miał da Silva. Ściągać skórę z węża, nie chcąc jej uszkodzić, jest bar-