136 Znów na oceanie.
Rozdział IX.
Piękne i wesołe są fale Atlantyku, gdy patrzy się na nie z pokładu okrętu, płynącego do dalekiej afrykańskiej kolonji. Lecz o ileż piękniej i radośniej błyszczą one w promieniach słonecznych, gdy rozbiegają się przed dziobem statku, śpieszącego do brzegów „Starego Lądu”!
Eleganccy i wytworni są pasażerowie pierwszej klasy, jadący do Afryki.
O ile jednak wytworniejsza jest publiczność, zebrana w słoneczne ciepłe popołudnie na pokładzie okrętu, płynącego z Afryki na północ!
Jakie stroje kobiet, jak jasna cera u mężczyzn! I tyle „białych”, zebranych razem...
O ileż więcej komfortu znajdujemy na okrętach, powracających do Europy, niż na tych, co ją opuszczają!
By ć może, inaczej myślą pasażerowie, jadący przeważnie angielskim okrętem z pięknych miast angielskich kolonij, z wytwornego Capetown, Durbanu, lub eleganckiego.Johannesburgu — wprost do Southamp-tonu, południowego portu Anglji. Okręty te omijają zdaleka Angolę, więc pasażerowie nie widzą tej pięknej dzikiej kolonji i nawet wyobrazić jej sobie nie mogą. Myślą więc o niej inaczej, niż kilku nas, opalonych na czarno pasażerów, w białych płóciennych ubraniach, co wsiedli w Lobito na portugalski okręt „Angola”, i płyną do ojczyzny...
„Angola” zarzuca kotwicę na redzie portu San