Rozdział IX. Czekoladowo-truskawkowe
- Przecież jest dopiero szósta, Mikołaj, a w szkole masz być na dziewiątą! - powiedziała mama. - Wracaj do łóżka.
Nie chciało mi się wracać do łóżka, ale tata wystawił głowę spod kołdry, więc poszedłem, żeby nie było kłopotów.
Za trzecim razem, kiedy do nich zajrzałem, rodzice byli już na nogach. Umyłem się, ubrałem i mama chciała, żebym zjadł śniadanie, a ja nie miałem apetytu, ale mimo to zjadłem, bo powiedziała, że jak nie wypiję kawy i nie zjem kanapki, to nie pojadę na piknik.
Potem rodzice kazali mi być grzecznym i słuchać pani, więc wziąłem żaglowiec, ten, co już nie ma żagli, czerwono-niebieską piłkę, moją starą rakietę - tata nie chciał, żebym brał wagony od kolejki elektrycznej - i wyszedłem.
Przyszedłem do szkoły piętnaście po ósmej i wszyscy koledzy już tam byli. Przynieśli najróżniejsze rzeczy: piłki, samochodziki, kulki, siatkę na krewetki, a Gotfryd przyniósł swój aparat fotograficzny.
A potem przyszła pani, ubrana na biało, bardzo śliczna, i poszliśmy wszyscy podać jej rękę, ze szkoły wyszedł pan Mouchabiere, jeden z naszych opiekunów, z dwoma dużymi koszami, i poszliśmy podać mu rękę, a potem przyjechał autokar, wysiadł z niego kierowca i wszyscy podaliśmy mu rękę.
Pan Mouchabiere, który jedzie z nami na piknik, wstawił kosze do autokaru i kazał nam wsiadać, no i Gotfryd z Maksencju-szem się pobili, bo obaj chcieli siedzieć z przodu, na miejscu obok kierowcy, ale pani ich rozdzieliła, posadziła Gotfryda na końcu autokaru i powiedziała im, że jak nie będą grzeczni, to z nami nie pojadą. Było jeszcze kilka awantur, bo wszyscy chcieli siedzieć przy oknie, i pan Mouchabiere nam powiedział, że jak nie będziemy się zachowywać spokojnie, to za karę każe nam pisać linijki i że jeszcze słowo, a nikt nie będzie siedział przy oknie.
A potem żeśmy ruszyli, było ekstra i wszyscy żeśmy śpiewali oprócz Gotfryda, który był obrażony i powiedział, że nikogo nie sfotografuje i że gdyby wiedział, to przyjechałby na piknik samochodem taty, gdzie wolno mu siadać obok kierowcy, kiedy tylko ma na to ochotę.
Jechaliśmy bardzo długo i było strasznie fajnie - krzyczeliśmy i robiliśmy miny za każdym razem, jak przejeżdżał jakiś samochód, a najlepsze miejsce było na końcu autokaru, bo można było nabijać się z samochodów, którym nie udawało się nas wyprzedzić pod górę.
Gotfryd pobił się z Maksencjuszem, bo nie chciał go wpuścić na koniec autokaru, i pani posadziła ich z przodu, obok kierowcy, który musiał się przesunąć.
A potem zatrzymaliśmy się w polu, a nasza pani i pan Mouchabiere powiedzieli, że mamy wysiąść, nawet ci ukarani, ustawić się w pary i nie odchodzić na bok. Kierowca, biedak, został sam w autokarze i wycierał sobie twarz chusteczką.
547