Rozdział IX. Czekoladowo-truskawkowe
Doszliśmy do drzew i pani powiedziała, że nie wolno na nie wchodzić i żebyśmy nie jedli niczego, co znajdziemy w trawie, bo to trucizna.
Kiedy nasza pani i pan Mouchabiere rozkładali na ziemi serwetę i wyjmowali z koszów jajka na twardo, jabłka i kanapki, a Alcest jadł to, co było w koszyku, który sam sobie przywiózł (kurczak i ciasto!), my zaczęliśmy biegać, rzucać piłkami i pan Mouchabiere przybiegł skonfiskować siatkę na krewetki, bo Kleofas tłukł nią Rufusa, który rzucił mu piłką w głowę.
Kleofas był zły, bo graliśmy właśnie w zbijaka, a jak się jest jedynym, który nie ma piłki, to ta gra jest denerwująca.
A potem pani zawołała nas na jedzenie i było fajnie: każdy dostał po dwie duże kanapki, jajka na twardo i jabłka. I tylko Alcest skarżył się, że to za mało.
Po obiedzie pani zaproponowała, żebyśmy pobawili się w chowanego, i bardzośmy się ucieszyli, bo to był pierwszy raz, kiedy pani chciała się z nami bawić. Pan Mouchabiere też się bawił i było okropnie śmiesznie, bo to on krył, ale potem wkurzył się na Gotfryda, kiedy go znalazł schowanego na drzewie. Pan Mouchabiere powiedział, że nie wolno było się tam chować, kazał mu zejść i postawił go do kąta przy drzewie.
Alcesta, Rufusa, Euzebiusza, Maksencjusza, Joachima, Kleofasa i mnie odnaleziono od razu, ale to przez kierowcę, który nie chciał nas wpuścić do autokaru.
Potem krył Kleofas i pierwszy, którego znalazł, to był Gotfryd.
- No nie, idioto - krzyknął Gotfryd. - Ja się nie chowam, ja stoję w kącie.
- Trzeba było stać w kącie po drugiej stronie drzewa! - krzyknął Kleofas.
No i się pobili, i wszyscy przyszliśmy popatrzyć oprócz pani: zajmowała się właśnie Rufusem, który się rozchorował, bo za szybko zjadł swój prowiant.
Pan Mouchabiere zaczął krzyczeć, że jesteśmy nieznośni, a Gotfryd powiedział, że zginął mu aparat.
Więc wszyscy zaczęliśmy wszędzie szukać, Gotfryd znowu pobił się z Kleofasem, który się śmiał i mówił, że dobrze mu tak, i pan Mouchabiere posłał ich za karę do autokaru, ale wrócili, bo kierowca nie chciał ich wpuścić. Więc pan Mouchabiere poszedł z razem nimi i wrócił sam, mówiąc, że już nie musimy szukać, bo aparat jest w autokarze, gdzie Gotfryd go zostawił.
A potem pani porozmawiała z panem Mouchabiere i powiedziała, że pora wracać. Strasznie się zmartwiliśmy, bo było jeszcze wcześnie, ale nie odjechaliśmy od razu - trzeba było szukać Euzebiusza, który bawił się dalej w chowanego i dopiero pan Mouchabiere znalazł go na drzewie.
Wróciliśmy z pikniku okropnie zadowoleni i bardzo byśmy chcieli wyjeżdżać tak co tydzień. Tylko że w przyszły czwartek nie możemy nigdzie pojechać, bo za karę mamy wszyscy siedzieć w szkole.
Oprócz Euzebiusza, który jest zawieszony.