KONFLIKT POKOLEŃ CZY INTERESÓW?
uczelni, to mało ambitne, ale wygodne pozostanie wiecznymi i wiernym adiunktami w cieniu pryncypała. Druga, właściwa, to dążenie do uzyskania poprzez habilitacje własnej identyczności naukowej. Dla tych pierwszych Mistrz pozostaje po prostu pracodawcą. Ci drudzy będą jeszcze korzystać z jego opieki oraz idei i pomysłów, ale chcą i muszą realizować je na własny rachunek, bo tego wymaga system awansów. W końcu uzyskają habilitacje, a wtedy sytuacja wokół Mistrza zmienia się radykalnie.
Posiadanie przez Mistrza tylko jednego etatowego ucznia pozwalałoby im spokojnie czekać, aż problem schedy rozwiąże się samoistnie, gdyż, jak wiadomo, czas między profesorską nominacją a emeryturą jest krótki. Ale gdy uczniów będzie wielu, wtedy uzyskanie przez nich samodzielności prowadzi do narastania konfliktu interesów - o powierzchnię, etaty, dostęp do aparatury, a przede wszystkim o doktorantów, niezbędnych młodym doktorom habilitowanym jako „mięso profesorskie” do wykazania się przed Centralną Komisją. A ci doktoranci pracują już nie z Mistrzem i patrzą nie na niego. Wokół Mistrza zaczyna się wiec stopniowo tworzyć pustka, którą trudno mu pojąć, gdyż zwykle naiwnie myśli, że więź jaką ma ze swoimi uczniami i dominacja nad nimi jest trwała. Nieodwołalnie doprowadza to, czasem zupełnie nieświadomie, do spięcia. Mistrz sarka, że uczniowie nie chcą już podążać wiernie tropem jego myśli, uczniowie zaś, aby stworzyć swoją własną przestrzeń muszą wyrwać się spod jego skrzydeł i, chcąc nie chcąc, stają wobec niego w opozycji.
Uniknięcie takiej sytuacji może nastąpić tylko na drodze rozstania. Swoich mistrzów widzimy łatwiej w ich wzniosłej potędze, gdy mamy szczęście patrzyć na nich z dostatecznie odległej perspektywy, podobnie jak dokonania naszych własnych uczniów wypełniają serce radością, gdy nie depczą nam oni codziennie po piętach. I dobrą jest taka struktura nauki, która podobne sytuacje generuje.
Gdyby rozstania nie było to wkrótce osiągnięty zostałby stan znany nam empirycznie z wielu przykładów - gdy świetni niegdyś profesorowie w otoczeniu podstarzałych doktorów habilitowanych nieskończenie mielą w odosobnieniu mocno już nieświeżą tematykę, nikogo młodego w okolicy nie ma i szczęśliwie, jeżeli to ich odosobnienie nie jest gniazdem sfrustrowanych os.
Aby nauka rozwijała się prawidłowo rozstanie mistrza z uczniami jest niezbędne, co z naciskiem chcę podkreślić, i zabezpiecza ją przed różnorakimi patologiami. Ale jeśli już ono następuje, to nie często dochodzi do niego w sposób świadomy i cywilizowany, a w systemie zamkniętym, jak w Polsce, jest ono szczególnie trudne. Gdy mistrz jest mądry i pamięta siebie z czasów, gdy sam był aspirującym docentem, może wspomóc rozstanie oddając część swego podwórka. I tu spokojnie wracamy do początku naszego przykładu. Ale co począć, gdy już dalej tego podwórka nie da się z sensem dzielić na mniejsze byty, a kreowanie nowych też jest niemożliwe lub niemądre? Ilu bowiem profesorów można zmieścić na ostrzu igły?
75