1784), znakomity pisarz, leksykograf i zwolennik twardego kursu wobec kolonistów napisał (1775) artykuł: Taxation, no Tyranny („Opodatkowanie nie jest tyranią"), a w nim czytamy:
„ Angielskie kolonie nie różnią się bardziej od kolonii innych krajów, niż ustrój angielski różni się od ustrojów innych państw. Wszystkie rządy są tak naprawdę absolutne, lecz podporządkowane im społeczeństwa mogą cieszyć się większymi lub mniejszymi swobodami, a jednostki mogą mieć większą wolność... Suwerenność nie jest stopniowalna. Może istnieć monarchia ograniczona; lecz nie może istnieć ograniczony rząd ...".
Dla wigowskiego czytelnika ta argumentacja musiała być szokująca.
Człowiekiem-symbolem walki o wolność prasy był John Wilkes (1725-1797), wigowski dziennikarz i polityk. W napisanym w swej gazecie: North Briton w kwietniu 1763 roku w ostrych słowach skrytykował on króla Jerzego III za zawarcie pokoju paryskiego z Francją i Hiszpanią, a także szefa rządu, hrabiego Butę, którego posądzał o skryty jakobityzm. W tych czasach króla można było krytykować, ale nie w tak bezpardonowy sposób, więc Wilkes został zmuszony do puszczenia kraju i udania się do Francji, skąd w 1768 roku powrócił w chwale „bojownika przeciw tyranii" królewskiej i ministerialnej. W tym samym roku wybrano go do parlamentu z okręgu Middlesex, lecz nie mógł w nim zasiąść ponieważ uwieziono go na podstawie zarzutów stawianych mu w 1763 r. Pod więzienie przychodzili jego zwolennicy w prawdziwych pielgrzymkach skandując „Wilkes i wolność". W 1770 roku Wilkesa uwolniono, a w 1774 roku, juz nie niepokojony przez władze, wygrał wybory na lorda mayora londyńskiej City. Legalną formą krytyki poczynań władz i sytuacji kraju były memoriały można tu na korzyść rządu Walpole'a zapisać fakt uwzględniania ich postulatów, czego przykładem może być gin act ustanowiony w reakcji na memoriały Mandeville'a o szkodliwości nadmiernego picia ginu.
Londyn już w omawianej epoce był miastem emigrantów, w którym mówiono stu językami, czasem wykorzystywano ich status jako argument w walce politycznej, przykładowo pod koniec 1709 roku torysi zaatakowali przeforsowany (jeszcze w 1708 roku) przez Wigów Foreign and Protestants Naturalization Act nadający prawa poddanych brytyjskich dużej liczbie biednych francuskich (hugenockich) i niemieckich emigrantów, zrujnowanych przez działania wojenne w Niemczech. Hugenoci przybywali od dawna w niewielkich grupach wzbogacając życie londyńskie i dostarczając arystokratom nauczycieli francuskiego dla ich potomków. Niemcy zaś przybyli w większej liczbie. Między majem a czerwcem roku 1709, ponad 12.000 luterańskich Niemców z Palatynatu i Szwabii przybyło do Londynu i portów brytyjskich . Rządzący wtedy wigowie uważali, że należy zapewnić tym ludziom opiekę. Także ludność londyńska powitała ich bardzo ciepło . Katolików odsyłano do Irlandii, Karoliny i Nowego Jorku. Opieka nad Niemcami była wyzwaniem dla nadszarpniętego wysokimi podatkami i wojenną drożyzną kraju, a zwłaszcza stolicy, gdzie trafiła większość uciekinierów. Opozycja bezwstydnie wyzyskała chrześcijańską postawę rządu do dalszych nań ataków.
Ulica londyńska chętnie widziała przede wszystkim protestanckich braci w wierze a nie znosiła katolików (papistów) , a w tym zwłaszcza Francuzów (pope-ridden, wooden-shoed slaves) ujeżdżanych przez papieża, niewolników w chodakach"). Lecz gdy przybywali protestanci witano ich gorąco, przykładowo gdy pod koniec 1701 roku korowód 38 karet poselstwa pruskiego z ambasadorem Ezechielem von Spanheim (1629-1710) na czele przetaczał się przez ulice Londynu, tłum powitał ich entuzjastycznymi okrzykami: „Welcome, Prussians, you are good Englishmen" („Witajcie Prusacy, dobrzy z was Anglicy"). Było to ze strony ulicy londyńskiej dowód najwyższej