922
TADEUSZ CHRZANOWSKI
i bardziej szarej. Ta gotycka była wypalona mocno, a nieraz i tak. że się glazurą powlekała. Nie tylko czerwieńsza, ale i bardziej krępa od tamtej, przypomina ludzi, którzy dopiero opuścili obozowiska wędrownych szlaków, albo wprost z puszcz weszli do historii: rosłych i barczystych, twardych i krwistych, upartych i zahartowanych wśród zim i słot tych północnych obszarów. Nic więc dziwnego, że wyprowadzanej z takiej cegły architekturze narzuciła ona pewne moduły i pewne cechy charakteru różne od tych, które podsuwały kamień.
Koleje tych dwu budulców, które wyznaczyły początek i pierwszy ważny rozdział dziejów naszej sztuki, chciałbym dostrzec poprzez zabytki jednej tylko dzielnicy naszego kraju, dzielnicy dawno przez nas postradanej i przez długie lata cyklicznie zmieniającej „właścicieli” — poprzez zabytki Śląska.
Zderzenie kamienia i gliny jest tu szczególnie wyraziste, jako że dolina Odry wyznacza jak gdyby dział ziem rodzących kamień i ziem kamienia niemal całkowicie pozbawionych. Więc tuż obok siebie wyrosły wspaniałe, kamienne monumenta oraz masywne budowle „czerwonego gotyku”, tak bardzo charakterystyczne dla obszaru europejskiego niżu, oraz dzieła mieszane, próby syntetyzowania i materiałów, i płynących z nich norm.
Kiedy zajęto się na Śląsku obróbką kamienia? Jedynie hipotezy próbują odpowiedzieć na to pytanie, bowiem archaiczność form każe się nieraz domyślać dzieł starszych niż są w rzeczywistości, a odstrasza ostrożniejszych od zbyt śmiałego datowania. Z jakiego bowiem czasu pochodzą naprawdę owe rzeźby rozproszone wokół góry Sobótki: te lwy i nieforemne, tajemnicze postacie? Jak dotychczas wiązano je z osobą Piotra Własta, legendarnego fundatora kościołów w romańskiej Polsce i z klasztorem kanoników regularnych, sprowadzonych tu aż z dalekiego Artois. Ale czy dopravjOr są one tak „młode”? Względnie, czy wszystkie powstały jako zapowiedź niezrealizowanej świątyni? Czy nie ma wśród nich także wspomnień pogańskiej świętości góry, podobnie jak wspomnieniami pogaństwa Prusów i Pomorzan są, równie jak sobótczański „sfinks”, tajemnicze kamienne „baby”?
I z jakiej naprawdę epoki pochodzą tak charakterystyczne dla Śląska krzyże pokutne? Czy były rzeczywiście wyłącznie pamiątkami jakichś zamierzchłych przewinień, a ponieważ jeszcze dziś idą w setki, to czy naprawdę ten Śląsk, tak gorąco później pokój miłujący, miał w swej młodości nieustannie spływać krwią bratobójczych i sąsiedzkich waśni? A czy ludowa nazwa owych krzyży — „cyryliki” — nie zachowała jakiegoś ziarna prawdy we wspomnieniu mglistego epizodu państwa wielkomorawskiego oraz pierwszych misyjnych inicjatyw? A może po prostu spełniały bardziej przyziemną rolę: wska-