930
TADEUSZ CHRZANOWSKI
„królewięta” nie pragnęli sprawować władzy nad sumieniami poddanych.
Śląsk w dobie renesansu i wcześniejszej fazie manieryzmu (tego „morę belgico” tworzonego) przeżył moment euforii tworzywa, olśniły go marmury, alabastry, gabro, łupek i co tylko dało się z chudej ziemi dobyć lub od sąsiadów przywieźć. Potężne, marmurowe pomniki nagrobne renesansu w manieryzmie przeistoczyły się w kompozycje wielobarwne, gdzie te efekty nie polichromia dawała (bo i w średniowieczu i jeszcze w renesansie w obyczaju było malować kamienne posągi), ale zestawienie w jednym dziele rozmaitych szlachetnych materiałów. Nie wszystkich stać było na taką rozrzutność. Dla sfery rycersko-ziemiańskiej, która w porównaniu z wielmożami i oświeconym, a majętnym patrycjatem, reprezentowała coś w rodzaju „middle-class”, najstosowniejszym wydał się taki kamienny „effigies”, który by pamięć zmarłego mógł potomnym przekazać. Nie jego cnót i pobożności, ale jego — jego samego i jego herbów. W ten sposób rozmnożyły się na Śląsku płyty kamienne z płaskorzeźbionymi postaciami zmarłych, wyobrażonych w pełnej postaci. W kamień zakute portrety, których tak ogromnej liczby nie znajdzie się w żadnej innej części Europy. W takim Kurowie Wielkim pod Głogowem (a dlaczego zaraz „wielkim” sam nie wiem, skoro wioska jak inne, a smukłowieży kościółek ani wspanialszy, ani okazalszy od sąsiednich) płyt takich ponad setka: nie dość że wnętrze świątyni wypełniły, że otoczyły zwartym szykiem jej zewnętrzne ściany, ale nawet przywarły do muru, co cmentarzyk otacza.
Któryś z historyków sztuki przezwał te sepulkralne galerie portretowe „śląskim parkiem sztywnych”. W określeniu tym pobranie-wą ta wyższość, która dotychczas cechowała lwią część naszych uczonych mężów. Raz kiedyś stwierdzono, że owe śląskie effigies mają rzemieślniczy charakter, że są warsztatowym produktem masowym, że nie zawierają cech indywidualnych. Tak nie jest, choć oczywiście większość nosi cechy prymitywizmu i masowości. Nie o to jednak chodzi, ciekawsze bowiem jest to, że owa tysiączna armia śląskich rycerzy nosi zbroje w ich epoce już nieaktualnie, „niemodne”, co więcej eklektyczne. — Ale bo też rzeźbiarz zakuwał w nie portretowanych przy okazji ich z żywotem pożegnania, z żywotem — w czasie którego wyjątkowo tylko stawali w wojennej potrzebie. Śląska płyta nagrobna to portret zmarłego i zarazem jego symbol. Portretem była sama głowa, nieraz doskonale scharakteryzowana, kiedy indziej ledwie starająca się wyjść poza umowny wizerunek, znakiem było wszystko pozostałe: zbroja — znak stanu, rękawice — znak honoru, kartusze herbowe — znak genealogicznej czystości.
Na tym tle trafiają się czasem wyjątki-zagadki, jak podobizna Piotra Strzeli w Suchej koło Strzelc Opolskich. Strzelowie była to mo-