912
MIECZYSŁAW MALIŃSKI
— Powiedziałeś po przesłuchaniu: Ja w Nim żadnej winy nie znajduję. To powinieneś Go kazać zwolnić. A ty Go odesłałeś do Heroda.
— Chciałem mu zrobić, przyjemność — zaśmiał się Piłat.
— Tylko ja nie jestem taki pewien, że Herod zechce Go sądzić. Kupiłby przez to kapłanów i faryzeuszy, ale miałby przeciwko sobie cały lud.
— Właśnie ja to przewidziałem i dlatego ich wysłałem do Heroda. On Jezusa nie skaże na śmierć. Raz takie głupstwo zrobił, zresztą po pijanemu, z Janem Chrzcicielem. Drugi raz tego nie powtórzy. Wypuści Go na pewno.
— Oby się tak stało — westchnął setnik.
— Ty masz zawsze wątpliwości — Piłat znowu podszedł do okna. Plac powoli napełniał się tłumem. — Popatrz, ilu ich tu naszło. Myślą, że ja trzymam Jezusa.
Setnik milczał. Rozglądał się z niepokojem po placu. Ludzi wciąż przybywało.
— Nie rozumiem tego — powiedział. — Przecież oni powinni wiedzieć, że Jezus jest u Heroda.
— Tak czy owak, ja myślę, że sprawa jest załatwiona. Wreszcie będę mógł spokojnie zjeść śniadanie. Przecież ja jeszcze nic nie jadłem.
Śniadanie się przeciągało. Lubił nie spieszyć się. Potem przyjął poranne meldunki. Nie odbiegały od przeciętnych. Już zdawało mu się, że dzień potoczy się tak jak zwykle, gdy doniesiono mu, że kapłani z Jezusem czekają na tarasie. Wstał niechętnie. Z czym przyszli?
— Herod odsyła ci więźnia. Ponieważ tu jest Jerozolima, to chociaż Jezus jest jego poddanym, nie chce wchodzić w twoje kompetencje.
Nie było nic innego do zrobienia, jak wyrazić Herodowi podziękowanie za ten wspaniałomyślny gest i zapewnić go o serdecznej przyjaźni.
— Napisz to bardzo ozdobnie. Ja potem podpiszę — rzekł do skryby.
Przeszedł do izby przesłuchań. Uderzył go szum dochodzący z placu. Podszedł do okna. Plac był zawalony ludźmi. Głowa przy głowie. Takiej masy ludzi na tym placu jeszcze nie widział. A więc tak, jak mówił setnik: zeszli się, by bronić swojego Nauczyciela. I wtedy przyszedł mu do głowy świetny pomysł. Zawezwał setnika.
— Kogo masz w więzieniu z wyrokiem śmierci ?
— Jest paru. Z Żydów Barabasz i Didymus.
— Barabasz — ten bandyta, prawda?
— Tak.
— Dobrze. Ja im zrobię niespodziankę.
— Co ty chcesz zrobić, Panie?
— Zobaczysz. — Podszedł do-okien wychodzących na taras. Zoba-