Przykładowy egzamin mulurulny z języku polskiego. Poziom podstawowy
Część 1 - rozumienie czytanego tekstu
Przeczytaj uważnie tekst, a następnie wykonaj zamieszczone pod nim zadania. Odpowiadaj jedynie na podstawie tekstu i własnymi słowami - chyba że w zadaniu polecono inaczej. Udzielaj tylu odpowiedzi, o ile jesteś proszony. W zadaniach zamkniętych wybierz tylko jedną z zaproponowanych odpowiedzi.
Dariusz Cząja, Monstrualne, arcyludzkie
1. Po wykonaniu powierzonej mu misji kapitan marynarki Marlow powraca szczęśliwie do domu z wyprawy w górę Konga. Odnalazł tani poszukiwanego agenta hundlowego Kurtza, a nawet zdążył - przed jego śmiercią - zamienić z nim kilka słów. Ale, jak wynika z jego relacji, przywiózł stamtąd również coś, czego się nie spodziewał, wyruszając w podróż. Więcej, czego nie mógł się spodziewać w najbardziej nawet fantazyjnych snach. Tą nieplanowaną zdobyczą było osobliwe wtajemniczenie, sekretna dotąd wiedza na temat heart ofdarkness. Znamienna jest dwuznaczność tytułu książki Conrada. Owo „serce” czy .jądro” ciemności, powierzchownie rzecz ujmując, kryptonimować może wciąż słabo w jego czasach znany afrykański interior. Acz przecież nic może być chyba wątpliwości co do tego, że metaforyczna siła wyrażenia odnosi się przede wszystkim do ludzkiego wnętrza. Do człowieka w jego białej, zachodnioeuropejskiej edycji. Nie geografii tyczy więc .jądro ciemności”, ale najgłębiej utajonej wiedzy antropologicznej. A nic jest to, dodajmy, wiedza o przesadnym stopniu optymizmu.
2 .Jądro ciemności, czytane po stu latach od jego ogłoszenia (tekst napisany został na przełomie lat 1898 i 1899, a opublikowany w roku 1902), zdaje się lekturą wciąż boleśnie aktualną. Kiedy odsunąć nieco na bok egzotyczny sztafaż1 kulturowy i będący osią narracji konflikt cywilizacyjny, tematy, które, jak można się domyślać, dominowały w pierwotnym odbiorze, pozostaje z tej podróżniczej opowieści sama jego istota. A skrapla się ona nie w rewelacji na temat dzikości i niedostępności Czarnego Lądu, ale - o czym dzisiaj wiemy coraz lepiej - w wiedzy o esencjalnef dzikości i nieokiełznaniu w sercu Białego Człowieka. A więc tego wszystkiego, co skutecznie kryło się za cywilizacyjną politurą.
3. Conrad nie zadowolił się przekazaną mu w spadku optymistyczną wiedzą o człowieku, obojętnie, czy religijnej, czy filozoficznej proweniencji1, ale - stawiając go w sytuacji ekstremalnej - postanowił sprawdzić, co w nim jest ludzkie, a co poza tę kwalifikację wypada. To właśnie w wątpliwościach Marlowa idącego po śladach Kurtza ten dylemat pojawia się w pełnej odsłonie. Marlow próbuje wyznaczyć granice tego dziwnego zjawiska pod nazwą człowiek. Zastanawia się, czy zbrodnia i szaleństwo mieszkają w nim, by tak rzec, z urodzenia, czy też pochodzą one z jakiegoś mniej lub bardziej określonego „zewnętrza”? Czy oszalały Kurtz zaraził się morderczym wirusem pochodzącym z „tajemniczego życia dziczy”, czy też stykając się z nią, rozwinął tylko potencje już wcześniej w nim tkwiące? Jeden z najbardziej przejmujących momentów w refleksji Marlowa pojawia się wtedy, gdy ten, obserwując zbiorowy taniec „dzikich”, zaczyna nagle podejrzewać, że w tym egzotycznym obrazku tkwi też coś swojskiego. A ta supozycja5 zmusza go do rewizji ustalonych poglądów: „Ziemia nie była ziemską, a ludzie byli... Nie, ludzie nie byli nieludzcy. Widzicie, otóż to było najgorsze ze wszystkiego— podejrzenie, że oni nie są nieludzcy [wyróżnienie D.C.]. Przenikało to z wolna do świadomości. Wyli i skakali, i kręcili się, i wykrzywiali straszliwie; a najbardziej z wszystkiego przejmowała mnie myśl o ich człowieczeństwie - takim samym jak moje - myśl o mym odległym powinowactwie z tym dzikim, namiętnym wrzaskiem. Brzydactwo. Tak, to było dość brzydkie; ale jeśli człowiek miał w sobie dosyć męstwa, musiał przyznać w duchu, że jest w nim jakiś najniklejszy ślad odzewu na przerażającą szczerość tego zgiełku, jakieś mgliste podejrzenie, iż to ma pewien sens, który by można zrozumieć mimo tak wielkiego oddalenia od mroku pierwszych wieków”.
4. Ta cienka, ale realnie istniejąca nić powinowactwa cywilizowanego z dzikim stanie się prawdziwym odkryciem Marlowa. Czy to drastyczne, jak na przyzwyczajenia Europejczyków, rozpoznanie stało się także udziałem czytelników Conrada - tak pierwszych, jak i późniejszych - wydaje się wszakże dość wątpliwe.
5. W czym bowiem tkwiło główne ostrze antropologicznej deziluzji Conrada? W tym, że ośmielił się pokazać odwrotną stronę kolportowanych szeroko na europejskim kontynencie humanistycznych sloganów. Dojrzał w nich jedynie kulturowe projekcje, zbiorowe autokreacje mające co najwyżej siłę konsolacyjnego-gestu. Zobaczył przepaść zalegającą między światem idei i dumnych deklaracji a światem brutalnych faktów. Po głębszej analizie laboratoryjnej okazało się, że mimo cywilizacyjnego gorsetu nasza podatność na zło jest organiczna, że nasza skłonność do złego jest naturalna - wymagają tylko stosownych okoliczności, by mogły się ujawnić w pełni. Mało tego: że obydwie te dyspozycje, nie są czymś ekstraordynaryjnym5, do pisanym jako aneks do definicji pojęcia „człowiek”, ale stanowią jego nieusuwalny składnik. W tej optyce tytułowa fraza stawała się kryptonimem ludzkiego zła. Złu, które tkwi głęboko w nas, nie zaś w strukturach społecznych, kulturowych przebraniach czy bezosobowych ideologiach. Conrad pokazał, że wbrew temu, co nam się wydawało, przed opadnięciem w zlo w istocie nie chroni nas nic: ani przykazania religijne, ani nakazy rozumu, ani [...] cywilizacyjna ogłada. Można tedy należeć do społeczności wierzących albo jak Kurtz zaliczać się do klanu posługujących się rozumem postępowców i uchodzić za członka cywilizacyjnej wspólnoty i równocześnie bezkolizyjnie z tymi lojalnościami zadawać zlo, stawać się „nieludzkim” - jak podpowiada język - złoczyńcą, Conrad dowodził, że zbrodnia, niegodziwość, zlo nie są akcydensami1' ludzkiej natury, przeciwnie: są arcyludzkie. Brutalnie obnażył iluzje optymistycznej antropologii, przenicował z precyzją analityka mit nieograniczonego postępu, tę osobliwą hybrydę oświeceniowej wiary w rozum i XlX-wiecznego zauroczenia możliwościami technologii. Opisał i nazwał koniec pewnego europejskiego złudzenia.
6. [...] Szkoda, że nie umiemy czytać literatury jako źródła antropologicznego [...]. Może wówczas rzeczywistość mniej by nas zaskakiwała. Nie sposób przecież nic zauważyć, że Jądro ciemności, czytane z perspektywy minionego krwawego stulecia, jawi się jako przenikliwe proroctwo, jako bez mała zapowiedź nadchodzącego koszmaru.
Tekst opracowano na podstawie: Dariusz Czaja, Monstrualne, arcyludzkie, [w:] tegoż, Lekcje ciemności, Wołowiec 2009.
Na podstawie akapitu 1. podróż Marlowa można nazwać:
a) podróżą sentymentalną;
b) wyprawą po złote runo;
c) podróżą inicjacyjną;
d) podróżą na tamten świat.
Wskaż dwa znaczenia tytułu utworu Josepha Conrada, o których mówi autor w .akapicie 1. Które z nich Dariusz Czaja uważa za ważniejsze, istotniejsze?
47
Sztafaż - elementy tła ubarwiające obraz.
: Proweniencja - pochodzeniu.
' Supozycja - przypuszczenie, hipuleza.
* Konsolacyjny - pocieszający.
• Ekstraordynaryjny - nadzwyczajny, niezwykły.
" Akcydens - w filozofii - przypadkowa, nieistotna cecha przedmiotu.