Granica mauretańska, jak już wcześniej nadmieniłem, należy do najbardziej niezwykłych, jakie można sobie wyobrazić. Po stronie Maroka normalna procedura: odwiedzanie coraz to nowych okienek, pomagacze, papiery, godzina za godziną. Północno-afrykańska norma. Jakiś drobny konflikt z miejscową bezpieką w sprawie zrobionego zdjęcia, nuda, czas wolno płynie. Natomiast po przebyciu paru minowych pól i jednym niegroźnym upadku - w Mauretanii - Afryka, Afryka, Afryka, w końcu jestem, czuję jej wibracje w każdym calu i miejscu, które odwiedzam. Teraz dopiero widzę, jak bardzo zeuropeizowali się Marokańczycy. Tutaj już rządzi Sahara, słońce i... Mahomet. Panowie celnicy i policja leżą sobie spokojnie w swoich pomieszczeniach, a czas... no właśnie: co to jest czas? □
W Ameryce Południowej jest mańana i ona rządzi się własnymi prawami. Coś może się spóźnić 3 dni, coś odjechać parę godzin wcześniej, ale wszystko ma swoje uzasadnienie, na przykład ktoś czeka na komplet pasażerów, ktoś inny już go ma. Czasem Człowiek jest zmęczony, albo po prostu mu się nie chce. Są zasady, które można szybko zrozumieć i zaakceptować. □
W Afryce na zrozumienie istoty czasu trzeba dłużej poczekać i działa to zupełnie inaczej. Tutaj czas istnieje w momencie, gdy dzieje się coś, co dotyczy użytkownika czasu, niekoniecznie pojedynczego. Czyli na przykład drobny podarek od białego przybysza (po jaką cholerę on się tu pcha, musi być chyba niespełna rozumu), którego pokochało się od pierwszego wejrzenia i który w tempie ekspresowym zostaje twoim najlepszym przyjacielem, potrafi ruszyć czas z miejsca. Słowa best friend zna cała Afryka, a wyciągnięta pomocna dłoń towarzyszy białemu zawsze. □
Taaa, biały ma lepiej, bo dla niego jest czas. Posiadasz ich cenny czas wnosząc po przyjacielsku w ich pomocną, wyciągniętą dłoń niewielką opłatę. Allach jest wielki. Zyskujesz również wielu przyjaciół, tych najlepszych! □
Facet w okienku z wizami (hurra) zapytał jak długo chcę przebywać i nie robił problemu z czasem trwania wizy, zapomniał jedynie zaznaczyć w paszporcie, że ma być to wiza wielokrotna. Widać wątpił w to, że będę jeszcze raz chciał odwiedzić ten piękny kraj. Nie wiedziałem o tym, więc nie martwiłem się na zapas, a później już w ogóle. Afryka jest kontynentem wielu możliwości, zrozumiałem to w międzyczasie, i jakieś niepotrzebne martwienie się nie ma sensu, bo i tak nie wiadomo, co się zdarzy jutro. □
Dostałem wizę jednokrotnego wjazdu na miesiąc i ubezpieczenie moto za 20 euro, ale tylko na 2 dni, o czym również nie wiedziałem i chwała Allachowi. Tu zdobyłem następne doświadczenie dotyczące paliwa -tankuj ile się da, gdzie się da - tanio! Na 500-kilometrowym odcinku do stolicy Mauretanii są, owszem, stacje benzynowe, ale prywatne. Znaczy beczułki, buteleczki oraz inne pojemniki w cenach promocyjnych - dla białych szczególnie promocyjnych. Są one tylko w pobliżu granicy i tuż przed Noukachott, reszta to pustynia, 500 km piachu i pięknych plaż. □
I na tym odcinku rozpalonej, wibrującej rozgrzanym powietrzem drogi spotykam jak zjawę inny motocykl. Facet wraca z Dakaru z chorą żoną. Kobieta nie ściąga nawet kasku, czuje się fatalnie. Ma nadzieję, że jeszcze dzisiaj dotrze do Maroka i w jakiś nieco lepszych warunkach podleczy zdrowie. Martin jest Czechem i testuje dla BMW motocykle. Pochwala mój wybór opon (czeskie), wymieniamy się