A pierwszej nocy, nie mogąc znieść ciszy, od której odwykłam, wstałam i zaczęłam przechadzać się po pokojach. Ciemno, cicho. Dom prawie nie skrzypi. Zawędrowałam do wejścia, stanęłam przed drzwiami. Przez szyby widać było pole, cienki sierp księżyca jaśniał na niebie.
Położyłam dłoń na klamce.
Co to? Coś się poruszyło w trawie? Wytężyłam wzrok. Zdawało mi się, że w wysokiej trawie coś jest - jakieś zwierzę chyba? Położyłam dłoń na klamce, ale nagle coś mnie tknęło. I nie otworzyłam drzwi. Stałam tak i przyglądałam się, jak wysoka trawa porusza się, zupełnie jakby buszowało w niej zwierzę. To musiało być zwierzę. Żaden człowiek nie włóczyłby się nocą po polu...
Najpierw pojawia się sfora...
***
Pierwszy kundelek czekał na mnie koło studni, gdy wyszłam rano nabrać wody. Było bardzo wcześnie, zaledwie po wschodzie słońca. Ale starsi ludzie mają swoje nawyki. Od lat prawie już nie sypiałam.
Nocami chodziłam po domu. Czasami siadywałam w kuchni, robiłam herbaty, zapalałam papierosa. Ale rzadko kiedy zasypiałam. „Bardzo dobrze sypiam”, odpowiadałam za każdym razem, gdy na badaniach kontrolnych lekarz pytał mnie o tryb życia. Kłamałam. Bo nie odczuwałam prawie potrzeby snu. Od... roku, dwóch? A może pięciu? Nie wiem. Rok, dwa, pięć, co to za różnica?
Kundelek patrzył na mnie łagodnie i prosząco. Nie był agresywny. Z trudem schyliłam się, aby go pogłaskać. Zamerdał ogonem, pisnął cicho. Uśmiechałam się do niego łagodnie, a on pozwolił mi się zabrać do domu, nakarmić, nawet wziąć na kolana. Głaskałam zmierzwioną sierść, wsłuchując się w cichy oddech zwierzęcia i uśmiechałam się sama do siebie.
A więc przyjdzie i on. Zgarbiony człowiek, którego nadejście zawsze zwiastują psy. Niech przyjdzie. Ja się go nie boję. Gdy jeszcze sypiałam, przychodził do mnie w snach. Nigdy nie pokazał twarzy - tę zawsze ukrywał pod grzywą czarnych, skołtunionych włosów. Ale odwiedzał mnie w snach, za każdym razem, zupełnie jakby na coś czekał.
A potem pojawia się chłopiec...
10