przemoczonej sutanny, łamiącym się głosem odmówił modlitwę i próbował wyjaśnić płaczącemu niebu, ziemi i ludziom to, czego wyjaśnić się nie da.
Dlaczego Bóg zechciał zebrać do siebie dziecko? Dlaczego musiał zabić właśnie moje dziecko?
- Działanie Pana w takich wypadkach jest nieodkrytą tajemnicą. Wszyscy zadajemy sobie pytanie, co miał On na celu, zabierając tak wspaniałego chłopca. Syna i brata. Dlaczego zdecydował, aby pozostawić najbliższych pogrążonych w żałobie w dniu urodzin Sebastiana i jego brata.
Agnieszka ścisnęła mocniej dłoń drugiego ze swoich synów. Chciała się schylić, objąć go, pocałować, ale bała się, że widok twarzy Kamila znowu doprowadzi ją do histerii. Że w rysach żywego dziecka zobaczy tylko idealne odwzorowanie tego, które straciła i musiała oddać ziemi. Kamil i Sebastian byli identyczni. Kiedyś uważała, że to zabawne. Teraz, gdy jednego z nich zabrakło, widok tych rysów, koloru ciemnych włosów i brązowych oczu, które współdzielili, był dla niej nieskończenie bolesny. Dlatego tylko ścisnęła małą rączkę Kamila i miała nadzieję, że to wystarczy. Przemek, trzymający drugą dłoń chłopca, płakał. Łkał bezgłośnie i bez łez, jakby mu ich zabrakło, jakby krztusił się rozpaczą. Młody ksiądz nadal próbował wyjaśniać niewyjaśnione i nadać sens bezsensownemu.
- Nasze serca może jeszcze nie rozumieją działania Najwyższego, jednak On miał w tym jakiś cel. Na pewno rodzice zrobiliby wszystko, by utwardzić lód na rzece, który okazał się tego dnia wyjątkowo kruchy. Jednak Bóg chciał inaczej. Wierzymy mimo to, że teraz ma przy swoim boku Sebastiana i przytula go do serca. Wierzymy także, że Sebastian patrzy z góry na swojego brata i już zawsze będzie go wspierał siłą nadzwyczajną. Amen.
To nic nie tłumaczy, pomyślała Agnieszka. To nie daje żadnego pocieszenia. Chcę mojego chłopczyka. Chcę Sebastiana z powrotem.
Tym razem to Kamil ścisnął jej dłoń. Nachyliła się sztywno i go objęła. Przemek ukląkł z drugiej strony, otoczył ich oboje ramionami i wybuchnął wreszcie nieutulonym płaczem. Agnieszka zmusiła się, by spojrzeć w twarz syna. Twarz Kamila. Twarz Sebastiana. Na bladych policzkach chłopca wykwitły krwiste rumieńce, jak przy gorączce. Zdziwiło ją, że choć zdawał się wyciszony i smutny, w jego oczach nie było widać łez. Uznała, że pięciolatek jest za mały, by zrozumieć, że śmierć jest na zawsze. Że jego brat nie poszedł do szpitala, że nie wróci za tydzień, by pograć z nim w pchełki i zbudować kryjówkę z poduszek i koców. Że umarł, że jego ciało rozpadnie się w proch w tej niedużej trumnie z bukowego drewna.
Na wieku tej trumny - małej, za małej, trumny powinny być większe, ludzie powinni umierać dopiero wtedy, gdy dorosną i urosną - ksiądz właśnie położył niewielki, drewniany krucyfiks z mosiężną figurką Jezusa. Agnieszka nie mogła sobie przypomnieć, by uzgadniali ten