Ciekawa rzecz, że żaden z licznych znawców i ad-miratorów Ferdydurke nic zadał sobie naprawdę pytania, po co właściwie Gombrowicz wsunął w powieść dwa krótkie opowiadania, poprzedzając je zarazem dwoma przedmowami. A byli przecież wśród nich badacze tak uczeni, jak Głowiński i Łapiński, i tak pomysłowi, jak Sandauer i Jarzębski... Może wpadli w pułapkę, którą zastawił na nich Gombrowicz, oceniając sprzecznie swój pomysł. Napisał mianowicie, że „tych, którzy by chcieli głębiej jeszcze wniknąć i lepiej pojąć” Ferdydurke, zaprasza „do Filiberta dzieckiem podszytego, gdyż w jego tajnej symbolice [zawarł] odpowiedź na wszystkie dręczące pytania. Filibert bowiem, ustawiony definitywnie i na mocy analogii z Filidorem, kryje w swej dziwnej łączności ostateczny sekretny sens dzieła” (F 183). Tyle w przedmowie do Filiberta, błazeńskiej i prześmiewczej. Jednak w przedmowie do Filidora - o wiele poważniejszej! - oświadczył zdecydowanie, że nie należy „doszukiwać się ścisłego związku pomiędzy tymi dwiema częściami niniejszej całości”, przygodami Józia i pojedynkiem Filidora: „ten, kto by mniemał - powiada - że włączając w me dzieło opowiadanie Filidor dzieckiem podszyty nie miałem na celu jedynie pewneso zapełnienia miejsca na papierze (...) byłby w błędzie” (F 67-68).
Podobny żart znaleźć można też w samym Filidorze. Myślę o tytulaturze świadków pojedynku uczonych. Rok-iewski i Pokiewski (w podobieństwie tych nazwisk igra odblask -dora i -berta) przedstawieni zostają jako doktorowie asystenci (F 86). Kiedy na konsultację przybywa z Moskwy (w 1937 roku z Moskwy!... całkiem jak z zaświatów) docent Łopatkin, Roklewski i Pokiewski okazują się dwoma medykami (F 89). Już jednak na tejże stronie wchodzą ewidentnie w skład „TRZECH DOKTORÓW PRAWA”, nie wiadomo dlaczego wyróżnionych wersalikami. Potem mowa o „trzech docentach”, choć Łopatkin zostaje zdegradowany na doktora (F 92): tym trzecim oyiżeoy więc narrator, Antom Świstak, asystent, dc tej pory pozbawiony tytułu (F 86, 88)? Ten żartobliwy nieporządek został oczywiście bardzo starannie obmyślany. Czemu zaś służy? Nastraszeniu i odpędzeniu takich jak ja pedantów, mędrków i profesorów, którzy by chcieli wszystko wyjaśnić i unieruchomić, tym samym zaś - pozbawić uroku... Ale także - rozchwianiu wiarygodności narracji: dla Gombrowicza narracja spontaniczna, niedokładna, rodząca się na poczekaniu, dla chwilowego kawału, a więc „młodzieńcza” czy „niedojrzała” będzie wdzięczniejsza, zabawniejsza, bardziej pociągająca...
Krótko mówiąc, interpretacyjne wskazówki czy ostrzeżenia Gombrowicza bywają - niekiedy... - równie godne zaufania co doktoraty i habilitacje jego postaci. Wchodzą w skład gry z czytelnikiem, którą na kartach swoich książek prowadzi niestrudzenie Gombrowicz... Upieram się więc, żc Filidor nie .jest to tryl, a raczej skręt” (F 68) i że „wytłumaczenie, wyłożenie i nauczenie” (F 152) obu opowiadań wtrąconych należy do najpilniejszych obowiązków gombrowiczologii...
Tym, co najbardziej uderza czytelnika Filidora, jest oczywiście symetria. Symetria przeciwieństw, co grubo podkreślone, ale najpierw i przede wszystkim symetria. Syntecie Filidorowi odpowiada anty-Filidor i tak jak analiza sprzeciwia się syntezie, wszystko co anty-Filidoro-we powstaje przeciw Filidorowemu. W opowiadaniu pojawia się więc to i tylko to, co posiada swój symetrycznie przeciwstawny odpowiednik: sprzyja to częstej u Gombrowicza fabule pojedynku. Odstępstwa od symetrii rzucają