W Barcelonie podejmował go król i królowa. Pochód od miasta Palos aż do stolicy był jakby pochód tryumfalny zwycięscy. A gdy Kolumbus przedstawił królowi mieszkańców odkrytej ziemi, dał próby jej obfitości i bogactwa, gdy całe składy szczerego złota przed tronem króla wysypać rozkazał — tedy król nie żałował więcej wyprawy!
A jakaż była nagroda Kolumba? Pewien mędrzec powiedział, że gdy zasługi przechodzą miarę wdzięczności, wtenczas ich zapłata staje się niewdzięczność. Rzadko kiedy się ta prawda tak boleśnie wypełniła jak u Kolumba. Wprawdzie w pierwszćj chwili za-sypał go król dowodami swój łaski, mianował go namiestnikiem wszystkich odkrytych krajów, i uroczyście zaprzysiągł, że ósma część wszystkich nabytych bogactw należy się Kolumbowi i rodzinie jego. Od razu wystrojono flotę, która pod dowództwem Kolumba puściła się w drogę do Ameryki. I tym razem szczęśliwie stanęli u celu, nowe kraje znaleźli, nowe bogactwa zebrali i na rozlicznych miejscach założyli osady. Gdy powrócili do domu, zaczał król Ferdynand zazdrosnóm okiem patrzeć na Kolumba. Nie było mu przyjemnie, że go lud uwielbia, a jeszcze mnićj, że mu według dekretu królewskiego ósma część dochodów odstąpić powinien. Droga do Ameryki była znaleziona, teraz można było obejść się bez Kolumba. Do tego znalazła się spora liczba zazdrośników, którym szczęście wodza było sola w oku. Ci nie przestawali przymawiać królowi, jak niebezpiecznym może się stać Kolumbus, jak koniecznie trzeba się go pozbyć. Zazdrosny, łakomy Ferdynand nie odmawiał ucha podobnym potwarzom; rada nieprzyjaciół Kolumba mu się podobała. Lecz nie miał odwagi kazać go pojmać i wrzucić do więzienia. W myśl własnego dekretu wyprawił go po trzeci raz do Ameryki, niezmienna ślubując mu łaskę królewska. Na wyspie Haiti, gdzie Kolumbus osady pozakładał, wybuchło powstanie krajowców; nie można się nad tćm dziwować,, zważywszy, że osadnicy europejscy do naj-