Ach prawda! To już wszystko niepotrzebne! Przecież rozkaz brzmiał wyraźnie. Przerwać akcję. Trwają rozmowy kapitulacyjne.
Gdzieś od wschodu zawiewa deszczem i chłodem jakimś przejmującym. Drobniutkie kropelki dżdżu chłodzą rozpalone czoło. Spływają cieniutkimi strumykami, niosąc do ust słony smak kurzu i popiołu, spłukanego z dawno nieomytej twarzy.
Teraz dopiero przypomniałem sobie, że czeka na mnie grupka cywilów, których uratowane częściowo mieszkania znajdują się naprzeciwko w bloku domów, zajętych przez niemieckie oddziały. Proszą o interwencję i wyjednanie zezwolenia na zabranie choćby części najkonieczniejszych rzeczy.
Przygotowuję się do rozmowy z Niemcami. Wielkie wiadro wody, jaka$ pogięta miednica. Jakaż to cudowna rzecz, ta woda. Myślę z pewną ulgą — że nie trzeba zastanawiać się teraz nad każdą kropelką tęgo cennego płynu.
— Wszystko stało się nieważne.
Ktoś z naszych żołnierzy wystawił na worki z piaskiem radio. Kończąc pośpiesznie toaletę, słucham muzyki. Melodia dawno już zapomnianego walca zdaje się urągać nam i tym zgliszczom otępiałbym z bólu, czarnym i posępnym.
Krzyknąłem ostro. Dosyć, dosyć psiakrew!
Poderwany głosem przyjaciel poruszył nerwowo gałką i nagle z głośnika buchnęło polską mową.
— Zdrajcy Polski, którzy pod pozorem demokratycznych haseł wygubili pracujący lud Warszawy, nie ujdą przed gniewem ludu...
Ach tak! To nasi sądziedzi zza Wisły, których jedyną akcją wojenną było odstąpienie od krwawiącej Warszawy. Jedyną pomocą dla warszawskiego ludu były wezwania do walki — przed powstaniem — i słowa nienawiści w dniu kapitulacji.
Rad;o ucichło. Idę do Niemców. Krótka kz-mowa z posterunkiem, opaska na oczy i po chwili znajduję się w pięknie urządzonym pokoju ocalałego cudem chyba domu. Rozmawiam z kapitanem, dowódcą odcinka. Sprawa dobiega końca. Oficer w grzecznych słowach oświadcza mi, że skomunikuje się ze swym przełożonym. Po otrzymaniu instrukcji prześle mi natychmiast odpowiedź.
Wychodzę.
Niemiecki kapitan wyciąga rękę. Ale widocznie mój wzrok był tak niepojednawczy, że ręka wolno opadła.
— Ach! Gdybyśmy my, Niemcy, mieli takich żołnierzy, jak wy Polacy, to dziś już Rosja, ten największy wróg ludzkości, leżałaby w gruzach!
Wyszedłem. Teraz już bez opaski na oczach. Na dole młody podporucznik, którego ,,znałem” |uż dawniej z ,.widzenia” w akcji — rzucił komendę stojącemu posterunkowi :
Prezentuj broń!
Popatrzyłem na wyprężone postacie niemieckich żołnierzy. Jakie to wszystko dziwne, ten głos ,,sojusznika”, dochodzący z radia, chrapliwy i dziki, plujący najpotworniejszymi oskarżeniami i ci wrogowie prężący się przed polskim oficerem, ze wzrokiem pełnym podziwu i s:n-cunku.
Stanisław Piaskowski
Świt mgłami dymi biało i rosa spływa z liici..
...Na połamanych walką krzakach zimna kalina wisi...
Co się tym chaszezem przewalałof Potyczką tu była? Jaka?
...Kalina tyle wie, żc kiśćmi bębniły jagody po czakach...
Czemu cię szablą tak zsiekano?
Co korę ci zdarło? Wystrzał?
... Kalina tyle wie, te rano rosa jest najsrebrzystsza...
Hej! Jak tu lubczyk wydusili!
Co po nim przeszło? Kopyta? ...Kalina tyle wie w tej chwili, te za leszczyną &ivita...
Od trawy mgła wilgotna wsiała?
Skąd krew na prętach? Dlaczego?
... Kalina, jest mokra i dojrzała i nie pamięta niczego...
Beata Obertyńska
13