nieczności meldowania się co jakiś czas w Urzędzie Bezpieczeństwa części naszych kolegów. Dalszy pobyt tych kolegów na studiach zależał od dobrej woli ludzi wspomnianego wyżej aparatu. Po tej informacji zrozumieliśmy rezerwę, jaką wykazywała część kolegów w kontaktach koleżeńskich czy to podczas przerw między wykładami, na wykopkach i praktykach studenckich, a nawet w pokojach akademickich. Studiowaliśmy w czasach dość siermiężnych. Naszymi akademikami były poniemieckie bloki mieszkalne. Spaliśmy na piętrowych łóżkach, sami podczas dyżurów paliliśmy w piecach kaflowych, sprzątaliśmy kuchnię i łazienkę. To że większość koleżanek i kolegów mogła wówczas studiować, zawdzięczała otrzymanemu stypendium (210 zł). Większość miała problemy z zakupem skryptów, podręczników, odzieży i obuwia. W wyjątkowych przypadkach można było zwrócić się do dziekana o zapomogę.
Dla znacznej części naszego rocznika zostanie studentem oznaczało niekwestionowany awans społeczny. Z zapadłych wsi i małych miasteczek, niektórzy po raz pierwszy w życiu znaleźli się w dużym mieście i do tego akademickim. W minionym systemie politycznym branie czynnego udziału w tzw. czynach społecznych należało do obowiązku każdego obywatela. Nasilenie tego typu prac miało miejsce w pierwszych 3 latach studiów. Pierwszą dość poważną pracą było wnoszenie węgla z jezdni i chodników do piwnic przez studentów, którzy zamieszkali w akademikach przy ul. Kotsisa. W październiku 1952 r. doszło do kilku szkoleń grupy „przodowników nauki i pracy społecznej” przez głównego ideologa Wydziału - asystenta p. Fertiga z zakresu ordynacji wyborczej do sejmu. Tę grupę studentów uznano za najbardziej świadomych i dojrzałych politycznie. Naszym zadaniem było odwiedzanie mieszkańców na wyznaczonych ulicach i mobilizowanie ich do wzięcia udziału w wyborach. Wręczaliśmy im kartki z adresem lokalu wyborczego. Mnie przypadł zaszczyt odwiedzenia p. doc. A. Szwabowicza.
W pierwszej połowie lat pięćdziesiątych większość pl. Grunwaldzkiego pokryta była jeszcze gruzami, na których wyrastały drzewka i chwasty. Nic w tym zdrożnego, że wielokrotnie porządkowaliśmy poszczególne fragmenty placu. Zasadziliśmy również topole wzdłuż głównej osi komunikacyjnej placu, które przetrwały ponad 50 lat i zostały wycięte dopiero pod zabudowę placu. Na pierwszym i drugim roku studiów w okresie jesiennym często wyjeżdżaliśmy w soboty, a nawet niedziele na wykopki ziemniaków i ich zbieranie w dolnośląskich PGR-ach. Te wyjazdy nazywane były przez nas jako „studenckie juwenalia”! Wśród przedmiotów wykładanych i obowiązkowych w programie nauczania znalazły się również takie jak: studium wojskowe, podstawy marksizmu i leninizmu oraz ekonomia polityczna. Studium wojskowe było namiastką odbywania czynnej służby wojskowej i wobec tego inne powinno być podejście do studentów ze strony oficerów prowadzących zajęcia. Chociaż część studentów lubiła maszerować ulicami Wrocławia i śpiewać wojskowe piosenki, to nie mogła znieść prymitywnego języka osób prowadzących zajęcia z niektórych dziedzin wojskowości. Od zajęć z „wojskowości” odrzucały również wyszmelcowane kombinezony i furażerki. Z braku czasu na wybranie odpowiedniego rozmiaru - wielu kolegów
16