W starym, pustym niczyim familoku oczodołami świecą resztki okiennych szvb. Drzwi wiszące na dolnych zawiasach otwarte jak do ziewania, na murze gr
Spalone dawno na pobliskim placu nie skrzypią juz drewniane podłogi, nie zagradzają wejścia do izby
kiedyś zielone, dzisiaj zgnite progi. Nie krzyknie z góry Rudzka Starka na bąjtla, który gawiedź goni,
Staroszek nie pociągnie z fajfki smolistego soku przedniego tytoniu. Nie zakwiczy sytością gustóK^ w chlewikach na Starym Werdonie. Nie przejedzie na konnym wozie hadcrlok popiskując na okarynie. Krzywe wysuszone gałęzie, sterczące zmurszałe konary', liście rdzewiejące pomimo wiosny, W pamięci głębokie szpaty.