—■ TRpsecież .Brunhilda 4>ddała pierścień córom wody. już nie ma tego pierścienia.
— Nie ma—powiedział AUthaus — na pewno nie arna. Ale jeszcze go szukają.
— Mnie kiedyś kto! gaął ten „Zmierzch bogów'* — mówiła Jula* jajcowkwna —mniejsza o to, kto i kiedy. To jest kiedy to nie mniejsza, to było zaraz po wojnie, w czerwcu 1945 roku, w Heredkłkinie. Wiosna była późna, hzy dopiero kwitły i jabłonie okwitały. 1 ta muzyka nie brzmiała żałobnie —brzmiała ożywczo i letnio, jak młode liście. Pomyślcie sobie, miliony trupów, miliony zabitych ludzi. Oni chcieli żyć, chcieli kochać. Niektórzy byli piękni-1 to nie tylko w walkach. Bnę mdioaów zjedliście wy, po prosto, w komorach, pod Ścianami do mów. Doszliście do tego, że wreszcie zabijacie dla przyjemności,. Hduaz, zabijałeś dla przyjemności, z rozkoszs], z tym poczuciem potęgi, władzy nad ludzkim żydem. Akż to było upajające. Śmierć byk akrom rozkoszy dk mordercy, kto wic, może a dk zabijanego. Mąż mój zginął, dwóch synów zginęło,,, mieli takie dziwne imion?., z takimi imionami zdawałeś się nie można było żyć, 1 wtedy on przyszedł do mnk i zagraj marsz żałobny ze „Zmierzchu bogów*"... wcale nie brzmiał jak marsz żałobny... tylko jak marsz tryumfalny, jak pochód życia, pachnących kwiatów i gnijących tropów...
Julia jakowlcwia rozdusiła papierosa o dno popielniczki i dopiła resztę ze szklanki koniaku, która przed nią stała.
— 1 nie wiem, co gorsze—kończyła—-że tamci zginęli czy to, żc hen sobie poszedł. Brasy dźwiękach marsza ze „Zmierzchu bogów”. Odszedł jak Wotan, bo szedł po tęczy...
— Jula — powiedział tylko szeptem Althaus.
Generał niewiele zrozumiał z tego, co mówiła Julia
Jakowlewna, Zajęty był swoimi myślami, Za to Heinz patrzył w Julię jak w obraz. Wotan spał u jego stóp i położyć py&k na jego oficraskim budc.
Zapadło milczenie. Trwało długo.
Wreszcie Kazio ij^wIed&M, po niemiecku t
— Ojcze, ja paź asjsasaę jechać, zupełnie się ściemniło. Napisz arna ten list.
■— Dcte&e —- powiedział Akhaus—chodź ®e mną do tamtego pokoju.
Ojciec i syn poszła do tamtego pokoju. Stary zasiadł do Murka i przygotował sobie papier.,
— Co dl napisać?—spytał —i do kogo?
— Do dyrektora. A co napisać, tylko to, żerni się strasznie chce jechać do Florencji.
— Zawsze trzymają się deble głupie dowcipy — zniecierpliwił się Althaus.
— No to pin, źe w pragnieniu przyczynienia ojczyźnie jeszcze jednego listka kastowego, ie powodowany patriotyzmem, że cały oddany terenowa—pragnę sławy me dla siebie, ale dfla kraju. No, już sam wiesz, jak to się pasze.
— I 'długo?
—- No nie. jaldcfi dwie-trzy stroniczki.
— Coś ty z byka spadł? BS4 stwmiczki wystarczy.
Kazio pochylił się i pocałował siedzącego ojca w ramię,
— Ojciec jest nieopisany — powiedział — wszystko Merze tak ma poważnie.
— A ty wszystko tak... nigdy nie wiadomo, co ty myślisz.
— Chyba o tym ojciec mc wątpi, że chciałbym, bardzo chciałbym pojechać do Florencji I robię wszelkie wysiłki,...
AWhaus popatrzył na syna uważnie.
— Tylko ty mi nie uciekaj... pomyśl, co se mną będzie.
4 - Utwór;.,.
49