17
Niemcy tych aporii etycznych w stosunku do własnej historii doświadczyli i już jakoś je przeżyli, Amerykanie przeżywają je również w obliczu swoich problemów wewnętrznych, my tego doświadczamy po raz pierwszy, tracąc poczucie naiwnej niewinności.
Z.B.: Proszę zauważyć, że narody, którym się nie powiodło, nie dyskutują o odpowiedzialności zbiorowej. Rosjanie nie wyrazili skruchy z powodu ludobójstwa, którego dopuścili się w Afganistanie czy w Czeczenii. Nikt poza częścią rosyjskich intelektualistów nie wypowiedział się o tym. Natomiast te narody, które stabilizują swoją pozycję, zaczynają się zastanawiać nad sprawami poważniejszymi — nad problemami własnej odpowiedzialności, własnego miejsca w historii, własnej świadomości, własnego mitu i obrazu. Wracam do mojego pierwszego pytania, czy to jest ten moment, w którym rzeczywiście my, jako ludzie tu mieszkający, jesteśmy gotowi do tego, żeby podjąć autentyczną dyskusję? Skończą się obchody w Jedwabnem i co z tego zostanie?...
— Na ten temat mam kilka intuicji. Po pierwsze, wyrażenie „odpowiedzialność zbiorowa” jest chyba niedobre, odwołuje się bowiem do czegoś zupełnie innego. Wolałbym, żebyśmy ujmowali to inaczej, na przykład pytaniem: „Czy to jest moja sprawa?” Jestem Polakiem urodzonym już po tym wszystkim i nie mającym z tym nic wspólnego, ja nie mieszkam w tej okolicy, to nie są moi krewni. Czy to jest sprawa, która mnie jakoś dotyczy? Czy w związku z tym odczuwam potrzebę wypowiedzenia czegoś, czy moja dusza cierpi za sprawą tego, co tam się wydarzyło? I druga rzecz, którą chciałbym tu powiedzieć — a to też jest kwestia językowa — co znaczy słowo
Zakodowane jest w naszej kulturze przeświadczenie o byciu ofiarą wyłącznie — ze to jest sprawa znacznie bardziej skomplikowana, że moina by i ofiarą i prześladowcą jednocześnie, że to pewnego rodzaju braterstwo prześladowanych i to tei jest niesłychanie istotny topos
kulturowy
„przepraszamy”? Zwróćmy uwagę, że nigdy w tej polemice, od czasu gdy sprawa stała się publiczna, ze strony środowisk żydowskich, czy żydowskich organizacji, nie padły słowa: „proszę nas przeprosić”. Sprawa przeprosin to jest wyłącznie sprawa dialogu wewnątrz społeczeństwa polskiego. „Przepraszam” jest słowem, poprzez które ja, będąc współczesnym Polakiem, wyrażam żal za to, co się zdarzyło. Mówimy, rozmawiamy ze sobą. To jest mój głos. Ale tak naprawdę to jest wewnętrzna, polska rozmowa, rozmowa z nami samymi — musimy coś z tym zrobić. I w perspektywie dłuższej przeprosiny stają się pierwszym krokiem — symbolem czegoś, co usiłujemy uchwycić w sposób instytucjonalny, mający wyrazić ten żal. Te przeprosiny są, pozostaną gestem. Niczym więcej być nie mogą.
To jest początek skomplikowanej rozmowy o naszej własnej tożsamości. O tym, co do nas przynależy, czego jesteśmy spadkobiercami, z czego powinniśmy się rozliczyć. I w tym sensie jest to projekt długofalowy, którego istotą jest powrót do historii: popatrzę na nią jeszcze raz i powiem sobie, że z tych źródeł cywilizacyjnych i kulturowych, których jesteśmy spadkobiercami, z całego repertuaru zachowań, które miały miejsce wśród ludzi, którzy są naszymi współbraćmi, bo zostali wychowani w tym samym kręgu przekazu, wybraliśmy coś, czego nie da się pogodzić z obec-