My — dzisiejsi koneserzy zróżnicowania — jesteśmy w trudniejszej sytuacji, nasza wyobraźnia pozbyć się bowiem musiała pojęć „całości”, „wzoru kultury”, „konfiguracji” i wielu innych kanonicznych terminów antropologicznej profesji. Musimy obywać się bez nich, nadając im co najwyżej walor nostalgicznego wspomnienia, a sami poszukiwać sensu świata w warunkach, kiedy wydaje się on albo w ogóle nieobecny, albo „rozpisany” i ukryty w tak wielu kulturowych praktykach ponowoczesności, że jego logika jest trudna do ustalenia. Dlatego właśnie wyobraźnia — by tak rzec — sprywatyzowała się, a w cenie jest autorska sygnatura, osobisty ton, a nawet rodzaj delikatnego narcyzmu, jaki wyziera z narracyjnych prób pochwycenia naszego „tu i teraz”. Przenikanie się, a nawet swoista symbioza fikcji i niefikcjonalności, zapowiedziane przez Geertzowskie „zmącenie” odrębności gatunkowych, jest aż nadto widoczne, jest — powiedziałby znów Goodman — zgodne z obecnym modelem świata.
W Uwagach o poznawaniu dzieła naukowego Roman Ingarden wyraźnie odróżniał prace literackie i naukowe. Przypomnijmy sobie tylko niektóre argumenty wielkiego badacza i skonfrontujmy je z dzisiejszą sytuacją. Ingarden zauważa przeto, że jakkolwiek do dzieła naukowego należy także warstwa „przedmiotów przedstawionych”, analogicznie jak w dziele literackim, to jednak „sądy w nim występujące odnoszą się nie do tych przedmiotów przedstawionych, lecz wprost do pewnych przedmiotów i stanów rzeczy istniejących niezależnie od danego dzieła naukowego, w szczególności do przedmiotów realnych” [Ingarden, 1966: 106]. Nie mniej istotny dla Ingardena jest fakt, iż przedmioty przedstawione w dziele naukowym nie spełniają normalnie funkcji odwzorowywania przedmiotów niezależnych od dzieła naukowego; dzieje się tak dopiero wówczas, gdy „używamy” dzieła w obcej mu z istoty funkcji „informatora o tym, jaką »koncepcję« na temat pewnej sprawy miał autor, wówczas przedmioty przedstawione w dziele stają się widoczne dla czytelnika i zaczynają spełniać funkcję odwzorowywania" [ibidem]. Tylko w takim momencie nauka i literatura wykazują podobieństwo, ale jest ono przypadkowe.
Gdy jednak przyjrzymy się bliżej, jak konstruowane jest dzieło antropologiczne, od razu spostrzeżemy, że jego niezbywalnym elementem jest właśnie moment przedstawiania „koncepcji” na temat kultury danego społeczeństwa, jaką ma badacz. Założenie, że obce społeczeństwo (albo jakakolwiek grupa ludzka, która pragnie kategorialnie odróżniać się od innych) to nie tylko niekiedy dziwaczność zachowań, ale często odmienność języka i całego porządku pojęciowego (np. co to znaczy, że ,jesteśmy papugami”?), wymusza na piszącym ten typ refleksji nad założeniami, które należy