HYBRYDYCZNE / „ LIRYZOWANE ” REPORTAŻE... 139 i dalej:
stali mieszkańcy Pomorza i czasowo bawiący tutaj przybysze z kraju zawiązali się na wiecu w Gdyni w nieprzerwanie działające Towarzystwo Przyjaciół Pomorza.
Występuje też niewielka a ciekawa część dokumentacyjna (typowa dla reportażu), tj. streszczenie dyskusji i pierwszego zarysu programu Towarzystwa, mającego na celu przede wszystkim aktywizację handlu macierzy z Pomorzem oraz świadczenie mu przez tą pierwszą wymiernej pomocy oświatowej, kulturalnej, materialnej.
Kilka kolejnych zdań dotyczy planu historycznego: to dość ogólnikowo--scntymcntalna rctrospckcja wydarzeń z czasów przedwojennej germańskiej hegemonii, której czoła stawiać musiały biedne, słomą kryte chałupy i słowiańska mowa...
Odważna interwencyjność niewielkiego reportażu ogniskuje się wszakże dopiero w końcowej tezie, iż przyczyny żalów wyrażonych na wiecu leżą po obu stronach: zarówno polskich władz, które dają, owszem, powód do postrzegania ich jako aroganckich, pozbawionych politycznej wizji, ale i po stronie samych Kaszubów - zbyt nieufnych do Warszawy, drwiących, stawiających zbyt wysokie jak na początek żądania.
Pisarz-reporter idzie tu - jak zwykle to czynił - drogą wypominania jakiejś ukrywanej, a nawet bolesnej, prawdy w imię przyszłości, tu: „wiekuistego bytu całej ojczyzny”. Ostatecznie więc i ten tekścik objawia silną troskę o wyzwolenie spod owego „lenistwa ducha”, pustoszącego najśmielsze i najsłuszniejsze plany.
W trakcie urlopu 1920 roku pisarz opiekował się też przebywającym w Orłowie Leszkiem Serafmowiczem (Jan Lechoń), który miał leczyć tam depresję. Prawdopodobnie to wspólne spacery pisarzy po wybrzeżu dostarczyły pomysłu na kolejny, niewielki reportaż pomorski, „Sambor i Me-stwin”, którego antropomorfizowanymi bohaterami są dwa potężne buki rosnące pod Witominem.
Tekst zaczyna się jak zwykły reportaż podróżniczy:
Skądkolwiek objąć całość gdańskiego wybrzeża, z Brzeźna czy z Oksywskiej Kępy, z pełni morza czy z wysokiego radłowskiego szczytu, zewsząd, ponad modremi smugami lasów i pozłotą zbóż na falistych pagórkach, ukazuje się wspólna, wyniosła korona dwu buków pod Witominem.
Dalej następuje zwięzły, ale pełen pietyzmu opis pni, gałęzi, kory i inicjałów serc przebitych strzałą, rytych w korze przez całe pokolenia. Ciekawe jest to, iż krajobraz (drzewa są jego częścią), zwykle stanowiący tło dla ludzkich poczynań, tutaj sam zostaje mianowany głównym bohaterem, wraz ze swoją wertykalną dominantą - tytułowymi bukami. Ów pejzaż nic tylko dominuje nad problematyką historyczną, ale zawierają w sobie i symbolizuje. Antropomorfizowane (wzdychają, czują, rozmawiają) i hipcrboli-zowane drzewa stają się zamiennią [1] wiecznej, niezmiennej natury jako jedynej gwarantki harmonii, trwania, zgody i prawdy, [2] polskiej bytności