- W porządku - uśmiechnął się słabo - Był policjantem! Zginął dwa lata temu podczas jednej z akcji... Mama bardzo to przeżyła...
- A Ty? - w jej oczach widać było wyraźną troskę - Pewnie, też nie było ci ławo...
- Po śmierci taty dużo się zmieniło. Mama wciąż płakała, Michał, mój młodszy brat chyba jeszcze nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, co się stało... ja sam nie mogłem w to uwierzyć, ale musiałem się trzymać... dla nich... - zapadła niezręczna cisza, którą w końcu przerwał Brodecki -Zrobiło się późno, chyba powinniśmy wracać
- Mhm - pokiwała tylko głową
- Chodź! Odprowadzę cię! - mrugnął jej oczkiem i ciągnąc za rękę ruszyli w kierunku domu Storosz. Jakiś kwadrans później byli już na miejscu. Przystanęli przy bramie, ale jakoś żadne z nich nie miało ochoty się rozstać. Zerkali na siebie ukradkiem, posyłali nieśmiałe uśmiechy, czuli się jakoś dziwnie skrępowani.
- Fajnie się gadało! - odezwał się w końcu Marek - To ja już pójdę! Mam nadzieje, że dalej sama trafisz - próbował zażartować
- Tak, poradzę sobie - uśmiechnęła się - Marek?! - zawołała za nim, gdy odchodził - Dziękuje! -podbiegła do niego i wspinając na paluszki skradła mu szybkiego buziaka w policzek, a potem ślicznie się uśmiechając wbiegła do domu...
Cz. 4
Pytanie Oli, być może banalne sprawiło, że Basia coraz częściej zastanawiała się, co tak naprawdę czuje do Marka. Początkowo sama przed sobą wstydziła się przyznać, że nie jest jej obojętny. To, co działo się z nią na samo jego wspomnienie, już dawno wykroczyło poza ramy przyjaźni. Wypieki na twarzy, kołatanie serca i te słynne motyle w brzuchu towarzyszyły jej za każdym razem , gdy tylko o nim pomyślała, albo jej rozmowa z Olą niebezpiecznie zeszła na jego temat. Cieszyła się jak dziecko, gdy spotykali się w parku, lub przelotnie u Brzozowskiej w domu. Widywali się coraz częściej. Basia przy każdej nadarzającej się okazji musiała zamienić z Markiem choć kilka słów. Nie przeszkadzały jej głupie uśmieszki Oli, czy też jej docinki. Z nikim nie czuła się tak, jak z nim, uwielbiała jego towarzystwo i długie rozmowy. Nie ważne były zera na koncie bankowym, markowe ciuchy czy pochodzenie. Dla niej liczyło się to, że może się z nim widywać, że potrafi jej wysłuchać i wreszcie, że chyba ją trochę lubi. Jednak nie chciała, by tym co ich łączy była tylko przyjaźń... Kolejny dzień słonecznego lata. Białe, puszyste obłoczki leniwie sunęły po błękitnym niebie. W powietrzu unosił się zapach traw i letniego wiatru, a oni rozkoszując się tym, leżeli w cieniu ogromnej wierzby, zagryzając czekoladowe ciastka i obserwując przesuwające się obłoki.
- Ta wygląda jak zajączek! - Baśka wskazała palcem odpowiednia chmurę
- Wcale nie! - skrzywił się Marek sięgając po kolejne ciastko - Jeżeli już, to prędzej jak dwugłowy stwór!
- Sam jesteś dwugłowy stwór! - szturchnęła go lekko w żebra - Przecież widać wyraźnie, tu są uszy, a tam ogon! Wystarczy się przyjrzeć...
- Skoro tak twierdzisz - wzruszył ramionami - Rozmawiałaś z ojcem? - dodał po chwili milczenia
- Nie, po co? - odparła beznamiętnie
- No jak to, po co? Chyba nie zmieniłaś zdania, co do ASP?
- Nie zmieniłam, ale nie mam ochoty na kolejną awanturę, a tak przynajmniej przez wakacje będę miała spokój. A propos wakacji - zmieniła temat podpierając się na łokciu i odwracając w jego stronę - Masz jakieś plany?
- Plany? - zaśmiał się cynicznie
- No... chcesz gdzieś wyjechać, zrobić coś szalonego, zabawić się? - wyszczerzyła się w szerokim uśmiechu
- Wyjechać? Zabawić się? Zapomniałaś, że ja nie mam kilkunastu zer na koncie i tatusia, spełniającego każdą moją zachciankę! Sam muszę na siebie zarabiać! - warknął niezbyt przyjemnie. Uśmiech natychmiast zniknął z jej twarzy ustępując miejsca zakłopotaniu, a oczy niebezpiecznie się zaszkliły
- Ale ja przecież... ja nie chciałam - jego nagła szorstkość zupełnie zbiła ją z pantałyku. Przecież nie chciała w żaden sposób go urazić
- Co? - przerwał jej równie chłodno
- Nic! - rzuciła ze złością i wstając ruszyła przed siebie. Marek tylko przeklął w duchu za swoje zachowanie, zerwał się z koca i pobiegł za nią łapiąc za łokieć
- Basia, nie odchodź! Proszę! - stanął przed nią z miną skruszonego pięciolatka - Przepraszam! Nie chciałem na Ciebie krzyczeć... Nie gniewaj się na mnie, co? - uniósł lekko jej podbródek, tak by mogła na niego spojrzeć
- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodziło! - powiedziała z wyraźną pretensją - Nie obchodzi mnie to czy masz pieniądze, czy nie! To bez znaczenia...
- Wiem - uśmiechnął się delikatnie - I przepraszam, ze tak na ciebie wyskoczyłem...