-Ola, ja naprawdę lubię Basie! - uśmiechnął się z czułością na samo jej wspomnienie - Bardzo ją lubię... i nawet przez myśl mi nie przeszło, bym mógł ją skrzywdzić!
- Ok, ok.! - uniosła ręce w geście podania - Przyznaje, pomyliłam się co do Ciebie! Mam nadzieję, że mi to darujesz i nie powiesz Baśce o naszej rozmowie, co? - śmiesznie przekrzywiła głowę, lekko mrużąc przy tym oczy - Proszę! - jęknęła
- W porządku, ale błagam - złożył ręce jak do modlitwy - Następnym razem znajdź dogodniejszy moment na tego typu rozmowy, bo przez Ciebie spóźnię się do roboty! - uśmiechnął się i szybko zniknął jej z pola widzenia...
Basia spacerkiem kroczyła po jednej z mało uczęszczanych warszawskich uliczek. Rozglądała się dookoła, wzrokiem szukając pewnego miejsca. Gdy tylko słyszała za sobą jakieś głosy, albo kroki, przyspieszała, w duchu modląc się, żeby jak najszybciej znaleźć warsztat swojego „przyjaciela". Ponieważ nie mógł się z nią dziś zobaczyć, postanowiła, że odwiedzi go w miejscu pracy. Gdy zobaczyła długo szukany szyld z uśmiechem natychmiast ruszyła w jego kierunku. Szła powoli, obserwując krzątających się na miejscu chłopaków, ale nigdzie nie było Marka. W końcu postanowiła podejść do toczącego jakieś koło chłopaka.
- Przepraszam! - zatrzymał się przecierając twarz - Szukam Marka! Jest może?
- Marka? - popatrzył na nią z uśmiechem, po czym ruszył do środka, zostawiając ją na zewnątrz -Poczekaj! - Basia rozejrzała się ciekawsko jednak szybko spuściła głowę, wszyscy znajdujący się na zewnątrz wlepiali w nią spojrzenia, dziwnie się przy tym uśmiechając.
- Baśka? - na dźwięk swojego imienia uniosła głowę do góry. Jej oczom ukazał się uroczy widok. Naprzeciwko niej w wytartych dżinsach, czarnej podkoszulce z kluczem w ręku i lekko czymś usmarowaną buzią stał Marek. Mimo, że wyraz jego twarzy nie wykazywał zbytniego zadowolenia, Basia uśmiechnęła się. Brodecki schował narzędzie do kieszeni i wycierając spoconą twarz podszedł bliżej niej - Co tu robisz? - zapytał chłodnym tonem.
- No... Jestem... - uśmiechnęła się szerzej, ale na twarzy chłopaka nie pojawił się uśmiech - Jesteś zły?
- Nie jestem! - uniósł głos tak, że stojący niedaleko kumple parsknęli śmiechem - Co tak stoicie? -tym razem zwrócił się do rozbawionego towarzystwa - Nie macie nic do roboty? - Basia popatrzyła na jego surową twarz. W głębi duszy chciała parsknąć śmiechem, ale powstrzymała się, nie chcąc jeszcze bardziej go zdenerwować - Dlaczego przyszłaś?
- Marek... - chciała coś powiedzieć, ale jej przerwał.
- Co Marek?! Wiesz jak tu jest niebezpiecznie?! Mogło Ci się coś stać! Baśka jesteś nieodpowiedzialna! - ton jego głosu był szorstki i nieprzyjemny.
- Jesteś zły... - wyszeptała spuszczając głowę.
- Nie jestem! - rzucił ostro, ale natychmiast złagodniał widząc jej smutne spojrzenie - Po prostu martwię się o ciebie - czulę się uśmiechnął dotykając lekko jej policzka - To nie jest bezpieczna okolica...
- Przepraszam, ale musiałam się z Tobą zobaczyć - odwzajemniła uśmiech lekko sparaliżowana jego dotykiem - Obiecuję, że będę uważać...
- Nie za dużo tych obietnic? - mrugnął jej oczkiem
- Hej Marek! Nie przedstawisz nas swojej ślicznej koleżance? - odezwał się jeden z kolegów Brodeckiego, szczerząc się w głupim uśmiechu. Marek tylko zmierzył go wrogim spojrzeniem i pociągnął Baśkę gdzieś w głąb warsztatu, by mogli spokojnie porozmawiać.
- Skoro już tu jesteś, to usiądź - podstawił jej jakieś wolne krzesełko - I zaczekaj na mnie.
Skończę tylko to autko i Cię odprowadzę, ok.?
- Ale nie musisz, naprawdę... mogę wrócić sama...
- Baska nie ma mowy! Nie puszczę Cię samej, znowu ktoś Cię napadnie, a ja nie chce mieć Cię na sumieniu, zrozumiano? - uśmiechnął się
- Tak jest szefie! - zabawnie zasalutowała
- No, i to mi się podoba! Po co chciałaś się ze mną widzieć? - wymamrotał leżąc pod samochodem
- A czy musi istnieć jakiś konkretny powód? Chciałam zobaczyć się z przyjacielem, Ty nie mogłeś wpaść do mnie, więc ja postanowiłam odwiedzić Ciebie - przyglądała mu się uważnie - Długo tu pracujesz?
- Jakieś półtora roku. Właścicielem jest dobry znajomy ojca, po jego śmierci załatwił mi tu pracę. Musiałem cos znaleźć żeby pomóc mamie
-1 lubisz się tak w tym grzebać? - wzięła do ręki jakieś metalowe urządzenie - Zresztą nieważne...
- oglądając „to coś" z każdej strony w pewnym momencie wyślizgnęło jej się z rąk, robiąc przy tym niemały hałas.
- Co zrobiłaś? - spod samochodu dało się słyszeć głos Marka.
- Nic, nic! Chusteczka mi spadła - skrzywiła się lekko, podniosła owe „coś" i odłożył grzecznie na bok