392
GUSTAYE THIBON
zbędne), przynosi człowiekowi rzeczywistą pełnię ducha, i przez to samo unicestwia mimikrę wypaczonej zmysłowości podszywającej się pod ducha, rozprasza upiory imaginacji rzeczywistością słodszą i piękniejszo niż wszelkie marzenia. A tym samym uzdarwia ciało, przywraca je jego funkcji normalnej, którą jest nie udawanie ducha, lecz uczestnictwo w duchu przy zachowaniu własnej odrębności. Et omnia adji-cientur v ob i s... Ten kto szuka przede wszystkim zdrowia duchowego, otrzyma w naddatku i zdrowie cielesne, a poprzez odzyskanego anioła odnajdujemy w sobie zdrową zwierzęcość.
Ale ta jedność, ten wynik normalny konfliktu chrześcijańskiego, może być chybiony w dwojaki sposób. Konfliktowi chrześcijańskiemu grozi dwojaka porażka.
Istnieje naprzód — podkreśliliśmy już ten punkt — pewnego rodzaju hiperascetyzm, który zamiast pracować nad przeistoczeniem życia, za-wzina się, by je wypaczyć. Pewnego typu asceci wydają się skazani na ocalenie tylko cząstki z siebie; odmawiają jedności, czynią bożyszczem konflikt. Jest rzeczą straszliwą, gdy instynkt ascetyczny pracuje poza obrębem bezpośredniej służby miłości. — Ale obok tego ascetyzmu rozdzielającego bezapelacyjnie życie od ducha, obserwujemy dążność, niemniej niebezpieczną, do łączenia ich na zbyt niskim poziomie. Kwietyzm (używam tego słowa w sensie szerszym niż teologiczny) polega na pragnieniu realizacji syntezy życia i ducha, natury i łaski, zanim jeszcze człowiek oczyścił się w sposób dostateczny. Wynikiem nie jest jedność, ale wzajemne zafałszowanie walorów życiowych i walorów duchowych. Ten fałszywy pokój jest bardziej jeszcze niezdrowy niż uwielbianie wojny. Fałszywy ascetyzm nieuchronnie zresztą rodzi kwietyzm: trupie zesztywnienie wyprzedza i przygotowuje zgniliznę. Nigdy nie jesteśmy tak bliscy (i to rzecz zrozumiała) wyrzeczenia się walki i pogodzenia się z pokojem bez zwycięstwa, jak gdy żywimy przeświadczenie, że wojny niepodobna zakończyć. Taki na przykład, który widzi wr ciele rzecz złą z natury i zbuntowaną przeciw duchowi, z chwilą kiedy rozluźni się w nim napięcie ascetyzmu, popadnie ciężko i nędznie pod władzę ciała: jego dualistyczne pojęcie człowieka zabiło w nim z góry wszelki wysiłek ku przeistoczeniu i syntezie. Ścisłe i stałe węzły historyczne między wzmożeniem pseudo-ascetyzmu a kwietystycznym rozprzężeniem potwierdzają zresztą tę tezę.
Jeśli teraz pozwolimy sobie objąć szerokim spojrzeniem stan obecny i bliską przyszłość katolickiego życia duchowego, stwierdzimy naprzód — a to spostrzeżenie nie będzie nowością — że duchowość katolicka śwdadczy o „rozszerzaniu się dróg Pańskich", o przenikaniu elementu świętości w sferę laicką, wieczności w doczesność, ducha w życie — w rozmiarach niespotykaynch dotąd w ciągu historii. Ten prąd ma swroją stronę psychologiczną i swoją stronę społeczną: z jednej strony łaska zmierza do