Combustibles. Wydaje się to wskazane choćby z racji rangi dialogu. W powieściopisarstwie Nothomb jest on bowiem wyznacznikiem stylu pisarki, jest zaczynem i motorem myślenia o sposobie opowiadania, z niego też wyłania się przewrotna intryga, którą wielu krytyków utożsamia często z prowokacją.
0 tyle nie bez racji, o ile obsesja śmierci, fascynacja brzydotą, destrukcyjny choć dyskretny erotyzm należą do stale powracających motywów. Lektura tekstów wskazuje jednak, że nie stanowią one celu samego w sobie, a służą jedynie za katalizator, bywa, że o charakterze wstrząsu, do rozważań o charakterze egzystencjalnym. Zajmująca, frapująca czy wręcz irytująca intryga i takiż sposób jej opowiedzenia stają się zatem niezwykle skutecznym do nich zaproszeniem. Ostatecznie okazuje się bowiem, że przesłanie noszące wszelkie znamiona autodestrukcji, jest takim tylko z pozoru, w istocie jest impulsem do refleksji na temat dualizmu istoty ludzkiej, jej tożsamości.
W kwestii tej ostatniej Nothomb wydaje się być szczególnie wyczulona. Jest przecież Belgijką piszącą po francusku. Wielu francuskich czytelników nie podejrzewa nawet, że nie jest ich rodaczką. Podobne przeświadczenie żywić może czytelnik polski. Wszystkie informacje bibliograficzne polskich przekładów wskazują jej paryskiego wydawcę i to jest oczywiste choć czysto formalne, ale już w notkach wydawniczych pojawia się zamieszanie; cztery odwołują się jedynie do zawartości treściowej, dwie zawierają - jedna pośrednie, druga bezpośrednie -wskazanie, że jest Francuzką5, tylko w jednej podana informacja jest prawie rzetelna: „Amelie Nothomb - Belgijką urodzona w 1967 roku w (sic!) Tokio, pisząca po francusku i czytana na całym święcie” {Kosmetyka wroga).
Kluczowych kwestii, na których ogniskuje się pisarstwo Nothomb można wymienić więcej. Wydają się one jednak wtórne wobec tych nadrzędnych. Penetracja zakamarków duszy ludzkiej prowadzi do demaskowania fałszu, ujawnia powszechną grę pozorów. Opisując je pisarka prowokuje, nie rości sobie jednak pretensji do formułowania jednoznacznych wniosków. Oczywiście, każda z opowiedzianych historii ma jakiś finał, autorka o niczym w nim jednak nie przesądza. Prowokacja, jaką chętnie się posługuje, nie prowadzi bowiem do jednoznacznej konkluzji.
Rtęć na przykład, powieść o intrydze rodem z Dumasa, ale też i z markiza de Sade ma na przykład dwa zakończenia. Każde równie zajmujące i prawdopodobne. By je poznać, czytelnik musi prześledzić sensacyjną wręcz historię ofiary występnej miłości oraz perypetie związane z jej wyzwoleniem. Rekapi-tulacja intrygi nie jest tu jednak właściwa. Wydaje się, że bardziej zachęcający do lektury będzie cytat, nawet jeśli trochę przydługi. Nie sposób go skrócić, nie ujmując mu nic z jego smakowitości. Fragment dotyczy kluczowego momentu ucieczki:
„Meble w karmazynowym pokoju były solidne i ciężkie; zdołała jedynie przesunąć stół l...|. Franęo-ise postawiła na stole krzesło, lecz wciąż nie udało jej się dosięgnąć okna. Wówczas, jak to sobie umyśliła, sięgnęła po książki. Zaczęła od największych i najgrubszych, by uzyskać stabilną podstawę pod krzesło; dzieła zebrane Wiktora Hugo okazały się pierwszorzędnym budulcem. Następnie sięgnęła po zbiory poezji barokowej, oddając w duchu hołd Agryppie d'Aubigne. Po Klelii pani de Scudery przyszła kolej na Maupassanta, choć budującej nawet do głowy nie przyszło, jak okropną rzeczą jest takie zbliżenie. Na anachroniczne schody złożyli się następnie: święty Franciszek, Taine, Villon, pani de Stael i pani de la Fayette (z przyjemnością pomyślała, jak szczęśliwe muszą być owe utytułowane damy, znalazłszy się w takim towarzystwie), Listy portugalskiej zakonnicy Honorego d’Urfe, Flaubert, Cervantes, Genji mo-nogałari, Nerval, elżbietańskie baśnie lady Amelii Northumb, Prowincjałki Pascala, Swift i Baudelaire - czyli wszystko, z czym młoda dziewczyna żyjąca w pierwszych latach dwudziestego wieku, wykształcona, uczuciowa i wrażliwej natury, powinna się zapoznać. Do okna zabrakło jej dosłownie jednego lub dwóch tomów. Przypomniała sobie, że w szufladzie komody schowała Pustelnięparmeńską i Carmillę. Dopiero wtedy wieża z książek osiągnęła właściwą wysokość. «Jeśli ten stos się zawali, znaczyć będzie, że nie ma czego oczekiwać od literatury*, mruknęła w duchu. (...) Do ziemi było wciąż bardzo daleko. «trudno; wóz albo przewóz*, pomyślała. Zmówiła