NOTATKI CHAOTYCZNE 139
złego nie wyszło”. Takie samo religijne przebranie nosiły niepokoje, wyrażane w sprawie wynalazku dagerotypii. Jak pisał kiedyś na łamach naszych „Wiadomości” Władysław Markocki, „15 czerwca 1839 roku zaszło pamiętne w historii fotografii wydarzenie: między rządem francuskim a Ludwikiem Daguer-rem i Izydorem Niepsem został podpisany układ, na mocy którego otrzymali oni dożywotnią rentę w zamian za przekazanie rządowi praw i wszystkich szczegółów dotyczących ich wynalazku. Na Daguerre’a spadł deszcz zaszczytów [...] W ogólnym entuzjazmie zjawiły się i głosy malkontentów. »Leipziger Stadtanzeiger« pisał: »Utrwalenie wizerunków ludzi jest nie tylko niemożliwe, jak to wykazały gruntowne badania niemieckie, lecz nawet sama chęć uczynienia tego jest bluźnierstwem. Bóg stworzył bowiem człowieka na swoje podobieństwo i żadna maszyna wykonana przez ludzi nie może utrwalić jego obrazu. Czyż jest możliwe, aby Bóg zechciał zaniechać swych odwiecznych zasad i zezwolił Francuzowi w Paryżu, aby dał ludzkości diabelski wynalazek?«” [3]. Ba, nawet tak użyteczny wynalazek, jakim było uliczne oświetlenie gazowe, wzbudzał u niektórych żywą krytykę. W roku 1819 „Gazeta Kolońska” zamieściła artykuł zwalczający oświetlenie gazowe ulic, gdyż narusza ono odwieczny porządek boski, zgodnie z którym w nocy ma być ciemno. Takie oświetlenie zachęca tylko ludzi do przebywania nocą na ulicach, ułatwia nocne wędrówki pijakom i osłabia strach przed ciemnością, a strach taki jest hamulcem grzechu. W artykule podkreślano też, że niewczesny ten wynalazek osłabia efekt fajerwerków w dni festynów [4].
A kolej, nazywana wtedy parową? Dla wielu była przeokropną rzeczą. Nie kto inny, jak Józef Ignacy Kraszewski w swoich „Listach” publikowanych w 1857 roku w „Gazecie Warszawskiej” pisał, że podróże zagraniczne straciły na wartości z powodu kolei „wybornej dla towarów i dla bydła, ale nie dla człowieka. Kolej i telegraf jednej łzy, jednego wykrzyku z głębi duszy nie zapłacą [...] Sto ich wynalazków nie warte są naszego uczucia szczerego, naszych popędów szlachetnych i dziecinnych...” [5].
Kraszewskiemu wtóruje, opisując swoją podróż z Kowna do Wilna (opis ten wydrukowano w „Tygodniku Ilustrowanym” z roku 1861) Władysław Ma-leszewski: „Nie zazdroszczę — pisze — kolejowym wędrowcom: już dla nich panorama miasta nie będzie owiana samym błękitem nieba, już oni nie ujrzą obrazu tysiąca wzgórz i wąwozów, nie pocałują okiem jasnej odkrytej Wilii. Dla nich węgiel, para i dym będą szatanami zatracenia wszystkich pięknych widoków, dla nich powstaną czarne chmury, które oddzielą poświęconą dolinę do niebieskiego sklepienia” [6].
Kanalizacja miejska też nie budziła zachwytów. Traf sprawił, że w czasie, gdy zbierałem materiały do tej notatki, wpadł mi w ręce w niedawnym numerze „Magazynu Gazety Wyborczej” artykuł, którego autor, W. Gadomski, podaje, że jeszcze w roku 1900 w „Rolniku Nadwiślańskim” opublikowano materiał zwalczający projekt wodociągów i kanalizacji Warszawy pod znamiennym ty-