4656879506

4656879506




Sensacyjna powleió współczesna — Napisał specjalnie dła „Orędownika" Antoni Hram


Rewelacyjna wiadomość


15)

—    Lepiej było tam, na Wesołej, w willi nieboszescyka-kuzynka — dręczył dalej bezbronnego młodzieńca. — Nie trzeba było tak sromotnio uciekać, pa* nlo Haczewskł. Cierpła skóra, co?,..

—    Wy... podli... — wycharczał Ludwik, nie mogąc dłużej zapanować nad sobą- — Clcżkł rachunek zdacie ze swoich czynów — śmiało patrzył w przebiegło, bystre oczy Grybskiego.

—    Nie doczeka się pan tego, panie lfaczowski. gonjalny wynalazco... — ironizował dalej Grybskl, znajdując Jakąś sadystyczna rozkosz w dręczeniu tego bezbronnego człowieka. — Przydałyby się teraz pańskie promyki, co?...

Agent widocznie zorientował się. że niepotrzebnie potracił o ton temat, w obecności niewtajemniczonego w istotę rzeczy Świdra, gdyż momentalnie przeskoczył na Inny temat:

—    Nio trzeba było pilnować cudzej forsy, a przez to pozbawiać porządnych ludzi możności łatwego zarobku... Co panu do forsy Grzywaka, panie Haczewskł?... Trzeba było spokojnie leżeć I nie przeszkadzać; nie znalazłby się pan tu dzisiaj l nie korzystał t naszej gościny, która, wcześniej, czy później, na dobre panu nlo wyjdzie. Ale o tern mamy czas porozmawiać ... Tymczasem mogę panu rozwiązać łapki. Tak nakazuje staropolska gościnność... he. be, ho... — zarechotał, zbliżając się do Ludwika.

Rozwiązał powróz, odpłatał oploty sznura na przegubach więźnia, poczerń zwrócił się do swego towarzysza.

—    Przejdźmy, świder, do naszych apartamentów; pan inżynier musi się rozgościć i wypocząć po uciążliwej podróży. To delikatny gość, rozumiesz świdor...

—    O, delikatny... — przyznał zezowaty opryszek. poczem obal zniknęli za drugleml drzwiami, wiodąceml w głąb podziemi.

Haczewskł pozostał sam. Spowiła go ciemność j ta dzwoniącą w uszach cisza. Jakiś czas słyszał leszcze zgrzyt klucza w zardzewiałym zamku ł oddalające się stępania opryszków, lecz 1 to umilkło wkrótce. Po omacku doszedł do pryczy l usiadł ciężko na słomie.

Był wyczerpany nadludzko, zarówno fizycznie Jak i moralnie. W głowie czuł zamęt. Myśli rwały mu się na strzępy. Nie był zdolnym skupić się i zdnć sobie należycie sprawę z tego wszystkiego, co go otacza. Wiedział tylko, że przez własna nierozwagę wpadł w ręce tych potwornych zbrodniarzy 1 nie widzi sposobu odzyskania wolności.

Najbardziej wszakże przerażała go myśl, że agenci obcego wywiadu będą starali się za wszelko cenę wymóc na nim zdradzenie tojomnlcy tego cudownego wynalazku, jakim była ich „be-ha'\ Haczewskł wiedział dobrze, jak ważnom zagadnieniem jest dla tych ludzi zdobycie aparatu, abv się mógł łudzić, ż.e nio użyje wszelkich środków. byleby tylko dopięć swojego celu.

Kto wie. czv. Jeśli dobrowolnie nie spełni ich żądania, zbrodniarze nie poddadzą go wyrafinowanym torturom? — rozmyślał z łękiem w duszy, nie liczec na żadne ludzkie uczucia podłych zbrodniarzy.

—    A przecież nie mogę Im tego zdradzić... Nie mogę za nic... nawet za cenę strasznej śmierci w męczarniach — postanawiał, odchodząc niemal od zmysłów w przystępie rozpaczy, które potęgowała beznadziejność strasznego położenia.

Czuł, ż.e ma gorączkę. W głowie huczało mu bez przerwy. Ludwik nie był Już zdolnym do żadnego umysłowego wysiłku. Nadludzko wyczerpany upadł na twarde pryczę 1 w chwilę później zasnął snem utrudzonego człowieka.

*

Tymczasem w sąs:ednioj piwnicy, urządzonej podobnie. Jak tamta, toczyła się rozmowa pomiędzy opryszkamł, niezbyt mlłn dla Rnchmiln Gutermnna vel Władysława Grybskiego. ..Świdor", ten nieoceniony współtowarzysz ostatnich wypraw RachmllR. czynił Gryb-6kfomu nrzrkre wymówki, w których

nietrudno było dostrzec nutę pogróżki:

—    W ton sposób daleko nie zajadziesz, przyjacielu. — rzekł, siadając na pieńku i zapalajoc papierosa.

—    Co masz na myśli? — zapytał Grybskl, rumieniec sio zlokka.

—    Ty wiesz dobrze — padła lakoniczna odpowiedź.

Rachmłl Guterman wzruszył ramionami, co miało oznaczać, że nie rozumie dziwnych pretensyj świdra.

—    Mnie nio tak łatwo wyprowadzić w pole — podjął znów tamten. — Jeżeli podejmuję się roboty, to muszę dobrze poznać wszystkie szczegóły. Tymczasem ty coś kręcisz ... Powiedziałeś mł, żo tamtego musimy sprzątnąć, ażeby zatrzeć całkowicie ślady po ro-bocło w Gnieźnie. A obecnie dowiaduję się coś nowego.

—    Jesteś zbyt podejrzliwym, świder, — uśmiechnę} się Grybski, pragnąc zbagatelizować uzasadniono o-bawy tamtego.

—    To mi jodynie wychodzi na dobro; ludziom nie trzeba wierzyć. W tej chwili mam nnjlopsze dowody. Mówiłoś ml przecież, że chodziło ci jedynie o wykradzenie forsy Grzywaka, w czem przeszkodził Haczewskł. Skęd-żo więc teraz jakieś przymówkl o ge-njalnym wynalazcy i cudownych promykach, he?...

—    Cóż clę to wszystko może obchodzić, Świder... — przemówił Grybskl tonem perswazji. — Korzystam z twej pomocy, to prawda, ale czv ci nio płacę?... Nie możesz narzokać, przyjacielu.

—    To «;ą dwie różne sprawy — zaoponował Świder z ożywieniem. — Za darmo cl nikt nic nic zrobi i o tom nie ma co mówić. Tu w pro wchodzi uczciwość. Nie mogę ufać człowiekowi, który przede mnę coś ukrywa. Chcę wiedzieć wszystko, inaczej wycofuję się z interesu f szukaj sobie innego... lepszego — podkreślił z odcieniem Ironjt. — Nie mnio zamydlać o-czy, tiul — splunę! I spojrzą* chmurnie swemi zezowutemi oczyma na Grybskiego.

Rachmil wiedział, że ton stary, wytrawny przestępca nie da się zbyć półsłówkami. Pragnec zachować jogo „cennę współpracę” i polne zaufanie, należało odsłonić mu cało prawdę, albo znaleźć jakiś wiarygodny wybieg.

Na pierwsze nic mógł się zdecydować w żadnym wypadku; pozostawało zatem drugio. Bystry umysł Grybskłe-go nio potrzebował zbyt długo wysilać się nad skomponowaniem nowego kłamstwa.

—    Teraz dopiero rozumiem, o co ci chodzi — rzekł z pobłażliwym uśmiechom. — Śmieszny jesteś, Świderku, skoro potrafisz z każdego słówka wyciągać daleko idące i fantastyczne wnioski. Nio spodziewał om się, że ta moja drwiąca uwaga pod adresem Ha-czowskiego, wzbudzi w tobie jakiekolwiek podejrzenia.

Świder milczał, spoglądając wciąż nieufnie na pozornie opanowanego i nadrabiającego minę Grybskiego.

—    Powiodzmlem tak dlatego — wyjaśniał dalej agent — źo nie Jest żadną tajemnicą, iż ten zarozumiały młodzieniec choruje na manję wynalazczości. Ubdzurało mu sio poprostu wynaleźć niezwykły aparat, wysyłający śmiercionośno promieniu. Nawet Jego najbliżsi przyjaciele nazywają pana Ludwika geniuszom... ha, ha, ha! ... — zaśmiał się. aby zbagatelizować obawy Świdra i tern samem odzyskać jego pełno zaufanie.

—    No. zobaczymy — mruknął jut nieco udobruchany i snąć częściowo przekonany świder. — Pamiętaj jednak, żo wszelkie tajemnice, czy krętactwa względem mnie, mogą clę drogo kosztować, przyjacielu — dodał spokojnie, lecz z odcieniem wyraźnej pogróżki.

—    Niema obaw. — Grybskl nadrabiał miną, chociaż w istocie słowa o-pryszka zaniepokoiły go wyraźnie, gdyż stawały w poprzek jego istotnym

znmierzeniom.

‘Ale i Świdor pragnął widocznlo zgodnej „współpracy" z Rachmilem Gutermnnom. gdyż począł mu przypominać swoje zasługi, poczynione dla dobra sprawy,    J

—    Widzisz, Rachmil. ze mnie Jest chłop porządny, tylko żo lubię grę z każdym w otwarto karty. Taki już jestem. Wiesz dobrze, jakio usługi oddałem cl dotąd. Nie cieszyłbyś się dziś wolnością, gdybym ja w samą porę nio sprzątnął tamtego... prawda?

—    Przypuśćmy ... — skrzywił się Grybskl.

—    Tu niema co przypuszczać — obstawał świder przy swojem zdaniu. — We dwóch daliby cl radę, przyjacielu. To murowano .A dalej: czy potrafiłbyś sam, bez mej pomocy, złapać tego gngatka? A Jeśli nawfct tak, to gdziobyś go umieścił?...

—    A widzisz — ciągnął daloj. przyjmując milczonło tamtego za potwierdzeniu swoich sądów. — A tutaj, w mojej kryjówce, którą odkryłem przypadkowo przed laty, w gruzach tego starego zamku, czy jakiejś starożytnej twierdzy, możemy go trzymać, dokąd zechcesz i nikt nie dowlo się o miejscu jego uwięzienia. ^ za to tylko żądam zapiały i uczciwości — dodał.

—    Masz i jedno i drugie — odparł Grybakł, wyciągając rękę do opry-szka na znak, żo zażegnali chwilowe nieporozumienie i będą się nadal ob

Burski od kilku dni żył w fttanie wyjątkowego rozdrażnienia l niepokoju. Składało się na to kilka przyczyn. Prezent Krynickiej, w postaci Jej fotografii, nadesłanej właśnie w tej chwili, kiedy Stanisław postanawiał raz, na zawsze zerwać z tą kobietą I powrócić do ukochanej Jadwigi, wskrzesił na nowo przykre wspomnienia niedalekiej przeszłości. Młody człowiek drżał na myśl, że pewnej godziny, pownego ilnla Beata znów stanie nu Jego drodze, a tn świadomość wywoływała w znękanej duszy Burskiego uczucie trwogi. O te| kobiecie chciał zapomnieć, pragnął wyrzucić Ją t pamięci, a przez to odzyskać dawny spokój, dawną pogodę ducha.

Na domiar złego, owa tragiczna śmierć kuzyna Haczcwskiego, Grzywaka, o czem rozpisywały się wszystkie gazety od kliku dni, wywołała w duszy młodego inżyniera uzasadnione obawy o Ludwika i pozostający pod Jego opieką generator aparatu.

Burski spodziewał się. żo Ludwik jescze tego samego dnia zjawi się w Poznaniu. Gdy Jednak upłynęły Jeszcze dwa dni niespokojnych oczekiwań, Stanisław zaniepokoił sio nlo na żarty.

—    Gdzie Ludwik, skoro go nlenia w domu, ani nio wspomina sio o Jego osobie w sensacyjnych wiadomościach, dotyczących tego zagadkowego morderstwa? — rozmyślał ze wzrastającym niepokojem, oczekując wieści od przylaćlei a.

Znając przezorność Haczowsklego, spodziewał się. żo ton w każdym wypadku. o Ile wcześniej nlo opuścił willi Grzywaka, potrafił ukryć „behę" w bezplocznom mlolscu. tern nlo mniej jednak, zniknięcia Ludwika wyglądało nłozwykło podejrzanie.

Najłatwiej było zwrócić się w tej sprawie do policji, prowadzącoj całe śledztwo, jednakże rozsądek 1 jakfeś d2lwne przeczucie nie pozwalały zdobyć mu się na krok stanowczy.

—    Niepotrzebnie wciągnę w tę całą awanturę siebie I Ludwika, który może już dawno opuścił willę Grzywaka I wyjechał na urlop — rozmyślał. ociągając się przed powzięciem o-statecznel decyzji.

Przypomniał sobie, ie przecie* od dwóch tygodni nic Interesował się wcale aparatem, ani postępem prac przyjaciela, nad odbudową „behy". Nie odpowiadał na jego listy 1 telefony, żyjąc w stanic niezwykłego rozprężenia nerwów, żyjąc osobą pięknej Beaty...

Te przykre wspomnienlA wyzwoliły w duszy Stanisława, przysypanoj pyłem apatii, enorgję. Postanowił otrząsnąć się ze sianu biernego oczekiwania i zabrać sio śmiało do dzieła. Musi odnoleźć Ludwika, odnaleźć „behę" i rzucić się na nowo w wir pracy, która pochłaniała go dawniej całkowicie. Tvlko nie wiole wolnych chwil mógł poświęcać Jadwidze, przy boku ktjftyfl

darzać pełnem zaufaniem.

—    Dobrzo Jest — uśmiechnął się u-

dobruchany pozornie Świder, chociaż bynajmniej nie wyzbył sio dręczących go podejrzeń w stosunku do Rachmila. Postanowił tylko ukryć jo pod maską udanej serdeczności. W ten sposób o-hiecywal sobie łatwiej zdemaskować tego tajemniczego człowieka, który pomimo zawartej znajomości ł wspólnych wypraw, ukrywał przed mm Jakąś niezwykłą tajemnicę.

—    Chodźmy więc spać, bo do rana

niedaleko — zaproponował Gfybsłd. — A przecież mueiss być w południe Poznaniu. Załatwisz ml ważną sprawę.    .

_ A ty? — zapytał świder spokojnie.    t , .    ««,

—    Ja zostanę przy więźniu. Nie

można go zostawić samego.

—    Obawiasz się. by nie uciekł?

—    No, nie... ote zawsze... — zawahał się Rachmil. pod przenikliwym spojrzeniom opryszka.

—    Jak zresztą chcesz. Mnie wszystr ko Jedno — zgodził sie Świder. — Sprawdzę tylko Joszcze. czy dobrze wszystko zamknięto 1 czv dzwonki działają. Ostrożność nie zawadzi — dodał, wychodząc do dalszych lochów.

szukał wytchnienia l spokoju.

Burski spojrzał na zegarek. Dochodziła siódma.

Włożył płaszcz 1 wyszedł na miasto.    , .

W nleBpelna kwadrans później dzwonił do mieszkania narzeczonej.

Otworzyła mu ciotka Jadwigi, miła, siwowłosa staruszka i poprosiła do pokoju.

Stanisław, witając się z tą kobietą, doznał uczucia zażenowania. Była to bowiem Jego pierwsza wizyta w tym domu. po nlezapomnianem spotkaniu z Jadwigą w parku. Zdawało mu się, że czuje na sobie karcące, sięgające aż do głębi duszy spojrzenie staruszki.

Mimo to czul się szczęśliwym. Miał bowiem przebaczenie Jadwigi ł mocne, niezłomne postanowienie nagrodzenia wszelkich krzywd, wyrządzonych tej łagodnej anielsko-dobrej dziewczynie.

Znledwlo jednak stanął na progu saloniku, coś gwałtownie ścisnęło go za serco I fala krwi nadbiegła mu do twarzy.

Zawahał się. Nn małych fotelikach, przy mahoniowym stoliku, siedziała Jadwiga 1 jakiś młody człowiek. Tak dalece zajęci byli rozmową, że nio od-razu zauważyli Stanisławo.

Te krótklo sekundy niezdecydowania, rozbieżnych myśli 1 uczuć, boleśnie wstrząsnęły inżynierem.

Jadwiga go dostrzegło.

—    Jesteś! — zawołała radośnie ? zerwała się z miejsca, aby powitać narzeczonego.

—    Jak dobrze, żo przyszedłeś — mówiła rozpromieniona, a jej rozmarzono oczy świadczyły wymownło o szczęściu, Jakiego doznawała w tej chwil.

Burski pocałował ją w rękę i pozwolił poprowadzić sio do stolika.

—    Oto mój uniwersytecki kolega, pan Wiktor Rutecki — przedstawiła studenta, który z godnością uścisnął dłoń Inżyniera.

—    Miałem szczęście Już wcześnie] poznnć pana Inżyniera •— powiedział Rutecki z przesadną uprzejmością.

—    Tak; przypominam sobie pana — odparł Stanisław, za|mując miejsce przy stoliku.

Pomimo przykrego uczucia. Jakiego dozna? na widok studenta w towarzystwie Jadwigi, nie chciał swojem zachowaniem zdradzić Istotnego stanu swej duszy. Był może nieco chłodnym, alo uprzejmym.

Jadwiga to wyczuła. Pragnęła za wszelką cenę wyjaśnić nłemłłą sytuację.

—    Dobrze się stało, że zastałeś tutaj pana Rutcckiego — zaczęła, gdvż właśnie kolega Wiktor odwiedził mnio w pewnej sprawie, dotyczącej bezpośrednio ciebie i pana Ilacz.ew-sklogo.

OSalssr e*w



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Skrypt PKM 225 256 Współczynnik wielkości kół dla układu odniesienia h » 30 i nu, 1 3 Współczynnik
img002 [] Tematyka ćwiczeń z podstaw pedagogiki specjalnej dla studiów dziennych (45 godz.) 1.
Współczesne instytucje specjalizują się w wytwarzaniu potrzeb po to, aby je później realizować. Osią
STYPENDIUM SPECJALNE DLA OSÓB NIEPEŁNOSPRAWNYCH Stypendium specjalne dla osób niepełnosprawnych może
S5001324 10 Obecnie około jednego procenta każdego rocznika dzieci szkolnych uczęszcza do szkół spec
skanuj0160 (5) WSPÓŁCZESNA KOSMETOLOGIA wych dla stosowania perfum, na bocznych powierzchniach szyi,
KiF 09 12 DIETETYCZNE BŁĘDY KAWA SIŁACZKI DUŻA KLATA SKUTKI BRANIA STERYDÓW Nr ia/2000 Cena 6,53 ^ S
skanowanie0081 2 168 Optyka gdzie n jest współczynnikiem załamania światła dla płytki, Różnica dróg
skanowanie0083 2 168 Optyka gdzie n jest współczynnikiem załamania światła dla płytki. Różnica dróg

więcej podobnych podstron